XWNZX

XWNZX

Żołnierze przeklęci w Hajnówce

Moda na bezrefleksyjne oddawanie czci antykomunistycznemu podziemiu, działającemu na terenie Polski w latach powojennych, trwa w najlepsze. Codziennie można spotkać na ulicach wielu młodych ludzi w koszulkach z grafikami nawiązującymi do żołnierzy wyklętych, mnożą się najróżniejsze marsze ku ich pamięci, organizowane są biegi, wykłady, imprezy. Sporym zainteresowaniem cieszą się grupy rekonstrukcyjne. Działania wojenne są trywializowane i ukazywane w formie dobrej zabawy, a historia żołnierzy przedstawiana bez jakiegokolwiek obiektywizmu. Wszystko pod z góry założoną tezę, że każdy, kto był antykomunistą, zasługuje na miano bohatera; nieważne, co miał na sumieniu. Choć tego typu wydarzenia są głównie domeną środowisk nacjonalistycznych, mam wrażenie, że coraz więcej osób nieinteresujących się na co dzień kwestiami politycznymi bądź historycznymi daje się uwieść patriotycznej propagandzie. Można dalej uważać narodowców za margines, który w wyborach uzyskuje 0,1% głosów. Nie da się jednak nie zauważyć, że ich zasięg jest coraz szerszy. Mają swoich ludzi w samorządach, próbują wchodzić do szkół, sprawnie przeciągnęli na swoją stronę środowiska kibicowskie, niejednokrotnie uzyskują wsparcie od rządu. Podejmują też próby wybielenia swojego wizerunku poprzez pokazowe akcje charytatywne, a nawet kopiowanie Food not Bombs. Do przestrzeni publicznej wkradł się język narodowców, którym mówi i część polityków, i dziennikarzy. Wystarczy przeanalizować medialną popularność słowa „lewak”. Skrajna prawica nadaje ton tematyce powojennej partyzantki, kładąc większy nacisk na promowanie tych oddziałów i ugrupowań, które snuły wizje o jednolitej narodowo i wyznaniowo „Wielkiej Polsce Katolickiej”, pomijając dokonania pozostałych. Nawet ci, wchodzący mniej lub bardziej w konflikt z „prawdziwymi Polakami”, dawali się poznać jako chorągiewki gotowe do przymilania się im. To w końcu Bronisław Komorowski ze znienawidzonej „lewackiej” Platformy Obywatelskiej przepychał prezydencki projekt ustawy, wcześniej zainicjowany przez Kaczyńskiego, aby ustanowić dzień 1 marca świętem żołnierzy wyklętych i składał kwiaty pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Koniunkturalni działacze KOD-u także nie są lepsi, wyrażając chęć maszerowania „ponad podziałami” razem z ONR-em 11 listopada… W sumie to nie ma się czemu dziwić, ta sama partia co i były prezydent. Ciężko od tego wszystkiego nie zwariować, szczególnie gdy widzi się, jak wielu znajomych daje się poznać od „brunatnej” strony. Jak źle by jednak nie było, nie można ulec i wciągnąć się w prawicowy dyskurs, przepełniony pustą nienawiścią i wolą wykluczania kolejnych grup społecznych. Działanie, choćby najmniejsze, jest na wagę złota w tych trudnych czasach.
W momencie kiedy dowiedziałem się o planowanym przez ONR i Młodzież Wszechpolską marszu ku czci żołnierzy wyklętych w Hajnówce, nie mogłem ukryć wściekłości. Sam pochodzę z Podlasia, mam rodzinę zarówno w samej Hajnówce, jak i w kilku innych pobliskich miejscowościach. Dobrze wiem, jak duża panuje tam różnorodność etniczna i religijna. Katolicy obok prawosławnych i protestantów, Polacy obok Białorusinów i Ukraińców. Mieszkający tam ludzie nie mają z tym problemu, od lat żyją wspólnie bez większych oznak dyskryminacji, czy to ze względu na pochodzenie, czy na wyznawaną religię. Wiadomo, że nie zawsze jest idealnie, ale jednak koegzystencja pomimo różnic jest możliwa. Dodatkowo, region ten musi się zmagać z bolesną przeszłością. Najpierw, podczas wojny, wkroczyli tutaj Niemcy, później – czerwonoarmiści. Po wojnie zaś działali partyzanci antykomunistyczni. Temat nie jest oczywiście czarno-biały, wielu z nich walczyło z NKWD, jak i z prosowieckimi siłami bezpieczeństwa. Jednak to, co obecnie robią narodowi radykałowie, jest niedopuszczalne. Pod płaszczykiem dbania o pamięć historyczną propagują idee nacjonalistyczne oraz wrzucają najróżniejsze grupy partyzanckie do jednego worka. Najgorsze jest jednak to, że starają się negować oczywiste zbrodnie, chociażby takiego Romualda Rajsa „Burego”. To bowiem jego oddział w 1946 roku dopuścił się morderstw na prawosławnej ludności cywilnej, zamieszkującej podlaskie wsie, nie oszczędzając przy tym kobiet i dzieci. Zabili blisko 80 osób. Co ciekawe, nawet pisowski IPN stwierdził, że czyny Rajsa noszą znamiona ludobójstwa. Do dziś żyją na Podlasiu ludzie pamiętający te czasy bądź tacy, których krewni ucierpieli z rąk wyklętych. Natomiast współcześni spadkobiercy pomysłodawców gett ławkowych ewidentnie próbują prowokować miejscowych, rozdrapując stare rany swoim przemarszem przez miasto, podczas którego wynoszą na ołtarze m.in. kata ich przodków. Od samego początku sprawa była mocno kontrowersyjna. Pierwszy marsz ku czci żołnierzy wyklętych odbył się w 2016 roku. Mieszkańcy Hajnówki do ostatniej chwili nie wiedzieli o planowanym wydarzeniu. Kiedy w końcu do niego doszło, byli w szoku. ONR-owcy spotkali się wtedy z niewielkim oporem miejscowych, którzy stojąc na trasie przemarszu, wyrazili swój sprzeciw. Większość bała się wyjść z domu. W tym roku faszyści nie mieli już tak łatwo. Od początku próbowano blokować całe wydarzenie, szczególnie że narodowcy, według wyznaczonej przez siebie trasy pochodu, mieli zamiar przejść tuż obok soboru Świętej Trójcy. W owej świątyni akurat w tym samym czasie (cóż za zbieg okoliczności!) miała odbywać się prawosławna uroczystość. Burmistrz miasta nie wydał zgody na pomysł ONR-u, twierdząc, że cała sytuacja może zagrażać bezpieczeństwu mieszkańców. Jednak Sąd Okręgowy w Białymstoku uchylił jego decyzję po odwołaniu się organizatorów. Zdecydowano, by uroczystość religijna odbyła się w innej godzinie, tak żeby uniknąć konfrontacji. Warto w tym miejscu podkreślić, że narodowcy w Hajnówce to mała grupka młodych ludzi, która, jak zapewniali miejscowi, „zmieściłaby się w dwóch radiowozach”. Największe wsparcie otrzymują od ONR Białystok. Ci z kolei całe miasto otwarcie nazywają „czerwonym”, zrównując zwykłych ludzi z bolszewikami i SB-kami. Dodatkowo, pobliskie miasta zostały zalane ulotkami wybielającymi „Burego” i zapraszającymi na marsz.
Datę wydarzenia ustalono na 26 lutego. W ciągu kilku dni udało się jednak zorganizować spontaniczną kontrdemonstrację środowisk antyfaszystowskich, na wyraźną prośbę kilku zdesperowanych mieszkańców Hajnówki. Przygotowaniem akcji zajęły się takie grupy jak Antifa Jaworzno, Anarchistyczne Kielce, Antifa Bieruń, Czarna Teoria, ZSP Górny Śląsk i Pogromcy Nazi Hołoty. Swoją oddzielną akcję w formie „milczącego protestu” zapowiedzieli także Obywatele RP. Natomiast podlascy członkowie partii Razem jednoznacznie odcięli się od pomysłu blokady faszystów. Potępili inicjatywę ONR-u, uznając ją za oczywistą prowokację, nie chcieli jednak „eskalacji konfliktu poprzez organizację kontrdemonstracji kosztem mieszkańców Hajnówki i okolic”. Podobno znaleźli się również i antyfaszyści wypowiadający się w podobnym tonie, zniechęcając resztę środowiska do reakcji. Cóż, są różne opinie w tej sprawie. Moim zdaniem nie można na każdym kroku ustępować narodowcom. Co dałoby przeczekanie marszu? Jedynie utwierdziłoby organizatorów w przekonaniu, że mogą zrobić wszystko, na co mają ochotę, bo i tak nikt się im nie przeciwstawi. Pięknie brzmią hasła o zwalczaniu faszyzmu merytorycznymi dyskusjami i argumentami. Niestety, ci ludzie w większości przypadków nie rozumieją nic poza argumentem siły. Dlatego też tak ważne było zaznaczenie swojej obecności tamtego dnia.
Na miejsce zabrałem się ze skromną reprezentacją antyfaszystów ze Szczytna. Im bliżej miejsca docelowego, tym więcej na trasie policji, ale obyło się bez przygód. Jedziemy sobie przez Podlasie, cisza, spokój. Aż tu nagle Wysokie Mazowieckie i szok – na każdej latarni, każdym słupie zaczepione polskie flagi, a pod jakimś pomnikiem zbita grupa ludzi. Sztandary Młodzieży Wszechpolskiej, prawdziwie polscy młodzieńcy, harcerze, kilka osób w strojach rekonstrukcyjnych, wąsy samorządowe, zwykli ludzie. Masakra. Co ciekawe, takiej sytuacji nie zastaliśmy już w żadnym innym mieście na drodze do Hajnówki, nie było widać nawet państwowych flag. Na miejscu byliśmy nieco wcześniej, więc spokojnie mogliśmy się porozglądać po okolicy. W samej miejscowości mnóstwo policji plus regularnie dojeżdżające posiłki. Naszej uwadze nie mogła umknąć prawdziwa perełka – policyjne seicento! Szybko okrzyknęliśmy je wozem do zadań specjalnych, w tym do taranowania wrogich pojazdów. Humor poprawili nam również pewni dwaj spacerujący, jak gdyby nigdy nic, panowie, od których waliło tajniakami na kilometr. Chyba nigdy się nie nauczą, że nie wystarczy założyć jeansy i kurtkę, żeby pozostać niezauważonym…
Na 10 minut przed umówioną zbiórką nie widzieliśmy jeszcze nikogo od nas. Co gorsze, Czarna Teoria podała na stronie wydarzenia informację, że jadący autokarem antyfaszyści zostali zatrzymani przez policję do kontroli. Standardowo - grzebano w pojeździe, nagrywano ekipę i transparenty oraz każdego spisano. W pobliżu miejsca protestu widać było za to sporo miejscowych w różnym wieku. Kiedy wyszliśmy z samochodu, kilka starszych osób nieśmiało ruszyło w naszą stronę. Po chwili dołączyli pojedynczy aktywiści z innych miast, m.in. Białegostoku, Łomży i Bielska Podlaskiego, oraz dziennikarze. Mieszkańcy Hajnówki zaczęli wypytywać, czy jesteśmy z Antify i czy będzie nas więcej. Po uspokojeniu ich, że organizatorzy protestu są w drodze, zaczęliśmy rozmawiać na wiadomy temat. Kilkoro starszych osób nie kryło swojego oburzenia. Nie byli w stanie pojąć, jak można być tak bezczelnym, by wychwalać człowieka, który na Podlasiu znany jest jedynie jako zbrodniarz. Wielokrotnie podkreślali, że nie chcą niczego więcej, jak tylko spokojnie żyć, bez żadnych zadym i konfliktów. Nie znaczy to jednak, że mieli zamiar biernie przyglądać się poczynaniom nacjonalistów. Wbrew temu, co głosiło Razem, zgromadzeni mieszkańcy gotowi byli stanąć z nami ramię w ramię, by zaprotestować przeciwko propagandzie skrajnej prawicy. Mój rozmówca przekonywał, że większość Hajnówki popiera antyfaszystów. Ludzie jednak boją się wychodzić z domów. We własnym mieście. Najwięcej do myślenia dały mi słowa mężczyzny, który po podkreśleniu swoich białoruskich korzeni i wyznawanej religii (prawosławie) spytał, czy nie mam nic przeciwko temu, że stoimy razem, obok siebie. Nie chcę popadać w zbędny patos, ale naprawdę coś we mnie pękło. To była kwintesencja tego, do czego prowadzi głoszenie nacjonalistycznych bredni – do zastraszenia i fikcyjnych podziałów między ludźmi. Mężczyzna opowiadał, jak wyklęci napadli na jego ojca. Za chwilę dołączyły następne osoby chcące podzielić się losami swoich krewnych. I te relacje naocznych świadków określane są przez ONR jako „kłamstwa, jak za czasów stalinowskich”…
Kiedy było jasne, że policja przetrzymała autokar z antyfaszystami, tak aby opóźnić ich przyjazd, udaliśmy się wszyscy pod sobór, gdzie ustawiali się już Obywatele RP. Na miejscu policja tworzyła dwa kordony mające oddzielać protestujących od ulicy. Nie omieszkali także uwiecznić nas kamerami. Nasza grupa systematycznie rosła. Dochodzili kolejni mieszkańcy. W końcu przyjechali także oczekiwani anarchiści z południa i Warszawy. Zabrało się z nimi również parę osób z Pracowniczej Demokracji. Zaczęły docierać do nas pierwsze informacje z nacjonalistycznego pochodu. Jak się okazało, nie był tak liczny, jak zapowiadano. Nawet nie osiągnięto zeszłorocznej frekwencji. Co więcej, znaleźli się ludzie, którzy stojąc na trasie marszu, dali wyraz temu, co myślą o „prawdziwych patriotach”. Wznoszono okrzyki „Bury morderca”, „faszyści” i kilka innych. Wywieszono też na domach transparenty przeciw wyklętym. A my, odcięci, czekaliśmy. Już wtedy pojawiły się domysły co do tego, że policja zmieniła narodowcom trasę, tak żeby nie mogli się z nami skonfrontować. Droga pod soborem powinna być odcięta, lecz z tego, co widzieliśmy, ruch był kierowany właśnie na nią.
Po dłuższym oczekiwaniu zauważyliśmy w oddali faszystów. Wyraźnie było widać, że przejdą inną ulicą, omijając prawosławną cerkiew. Jest więc pierwszy sukces! Gdyby nie obecność Antify, brunatne karki przeszłyby demonstracyjnie pod miejscem tak ważnym dla Hajnówki. Widziałem później w necie drwiący komentarz sugerujący, że anarchiści stają w obronie świątyń. Tyle że to nie był czas na okazywanie swojej antyreligijnej postawy. W tamtym momencie chodziło o przeciwstawienie się narodowym radykałom i ich historycznym kłamstwom oraz okazanie wsparcia mieszkańcom, co miało przełamać ich strach. Cele zostały osiągnięte. I nie piszę tego, żeby na siłę wykazać skuteczność środowiska antyfaszystowskiego. Tak mówili sami mieszkańcy, dziękując wszystkim za przybycie i przekonując, że za rok zorganizują własny antynacjonalistyczny marsz. Od razu zaprosili na niego zgromadzonych anarchistów. Zapewnili też, że wtedy „przygotują wszystko tak, jak trzeba”, łącznie z zapewnieniem aktywistom ciepłych posiłków i noclegu. Przerywając „milczący protest” Obywateli RP, zaczęliśmy wykrzykiwać antyfaszystowskie hasła. Niezapomniany widok, jak obok antifiarzy z czarno-czerwonymi flagami stali zwyczajni ludzie, wznosząc razem: „Nacjonalizm, to się leczy”, „ONR to zbiór zer”, „Solidarność naszą bronią”, a nawet „I raz, i dwa, i Antifa”. W międzyczasie narodowe zgromadzenie dobiegało końca. Doszła do nas informacja, że na koniec pochodu faszyści kroczyli z płonącymi pochodniami. Jedna z kobiet ironizowała „I co, będą podpalać cerkiew?”. W tamtym momencie nikt się już nie bał.
Niedługo i nasza demonstracja musiała się rozejść. Każdy ruszył w swoją stronę. Wbrew nieprzychylnym opiniom myślę, że akcja zakończyła się pewnym sukcesem. Mam nadzieję, że całe wydarzenie będzie także zachętą dla mieszkańców Hajnówki i okolic do większej aktywności. No i na koniec wielkie uznanie dla ekip organizujących to wszystko. Przejechali kawał drogi, żeby przez kilka godzin stać w deszczu, mobilizując jednocześnie antyfaszystów z innych regionów kraju. Dzięki i do zobaczenia!
~Mn (#4, lato 2017)
Obsługiwane przez usługę Blogger.