XWNZX

XWNZX

Descendents – Hypercaffium Spazzinate

Królowie pop punka wrócili! Na to wielkie wydarzenie było trzeba czekać aż 12 lat, bo tyle czasu upłynęło od ich poprzedniego albumu. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zapowiedź nowego wydawnictwa od kalifornijskiej legendy, wprost nie mogłem w to uwierzyć. W tym samym momencie pojawiły się obawy, czy aby na pewno ci nie najmłodsi już panowie poradzą sobie może nie tyle z przebiciem „Cool To Be You”, co przynajmniej ze zbytnim nieodstawaniem od wyrobionego w przeszłości poziomu. Widziało się już przecież nie raz i nie dwa „spektakularne” powroty, które nie spełniły związanych z nimi wielkich oczekiwań. Na szczęście nie dotyczy to ekipy Milo. Pierwszą moją myślą po przesłuchaniu „Hypercaffium Spazzinate” było – jakim cudem oni w dalszym ciągu tak świetnie brzmią?! Bez kitu, ta płyta spokojnie mogłaby wyjść 12, 20 lat temu. Descendents nie straciło absolutnie nic ze swojego wypracowanego stylu. Wciąż jest niesamowicie przebojowo, melodie są proste, a przy tym przyczepiają się na baaardzo długo. Panowie mają dobrą rękę do pisania chwytliwych piosenek, nawet jeśli tematyka ich tekstów nie jest zbyt „hiciarska”. Sądząc np. po brzmieniu otwierającego album „Feel This”, nigdy bym nie wpadł na to, że jest to kawałek opowiadający o śmierci matki basisty Karla Alvareza. Z resztą warstwy lirycznej jest podobnie. Co ciekawe (i co w sumie jest dość typowe dla Descendents), obok kawałków autorefleksyjnych bądź wytykających społeczeństwu jego wady, spokojnie może się pojawić takie „No Fat Burger”. Jak sam tytuł wskazuje, utwór mówi o niemożności zajadania się fast foodami ze względów zdrowotnych. Swoją drogą, jest to zabawna odpowiedź na „I Like Food” z ich epki „Fat”, jeszcze z 1981 roku. Och Milo, było trzeba się opychać na weganie, nie musiałbyś się teraz obawiać zawału… Jeśli chodzi o muzykę Kalifornijczyków, zawsze kojarzyła mi się z zadziwiającym zgraniem partii gitary i basu. Uwielbiam, kiedy bas nie jest jedynie cieniem gitary, a pełnoprawnym instrumentem, wzbogacającym całą kompozycję. A w tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwym wymiataczem, zdolnym do zagrania pop punkowej kosy, jak i zaserwowania surf rockowej wibracji. Na szczęście obyło się bez eksperymentów i chwała im za to! Przy najnowszym dziele zespołu nie muszę wcale przymykać oczu na niedociągnięcia, podpierać się nostalgią czy ich statusem legendy. Najzwyczajniej w świecie ten album broni się sam. Zdecydowanie czołówka ubiegłorocznych wydawnictw.
~Mn (#4, lato 2017)
Obsługiwane przez usługę Blogger.