XWNZX

XWNZX

Marksman

Obok dokonań tego kwartetu nie sposób przejść obojętnie. Wyróżnia ich umiejętność tworzenia nietuzinkowych kompozycji nasyconych emocjami i odpowiednio zbudowanym klimatem. Szczera energia wymykająca się tradycyjnemu rozumieniu konwencji hardcore/punkowej. Od dawna chciałem, aby zagościli na łamach tego zina i teraz jest ku temu sposobność. Na moje pytania odpowiadał Przemek (bębny) i Kuba (wokal). ~Dq.

Ciekawi mnie geneza nazwy. Marskman to po prostu fajne, chwytliwe słowo czy jest jakieś głębsze znaczenie? 
Przemek: Niestety muszę cię rozczarować, geneza jest dość płytka. Na początku istnienia zespołu po pierwszych próbach Kuba wysłał swoją propozycję wokali i plik nazywał się "marksman – man with no mark". Nazwa wszystkim siadła bez wchodzenia w szczegóły i tak została. 

To, co gracie, najczęściej określa się jako modern/posthardcore. Dlaczego akurat taki pomysł na granie? 
Przemek: Nigdy nie rozmawialiśmy o zespole w kontekście grania jak inny zespół czy w konkretnej stylistyce. To jest raczej wynik konfrontacji czterech osób wokół konwencji, którą obraliśmy. Ta konwencja to punkowe bębny, dużo przesterów i wkurwiony Kuba. Nie spieram się odnośnie szufladek, różnie nas klasyfikują, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. 

Akurat te szufladki w dużej mierze sugerują, że muzyka wymyka się sztampowemu podejściu. To dlatego, że tradycyjny hardcore wypalił się, a muzyka naturalnie ewoluuje w kierunku innych form wyrazu? 
Przemek: Powiedz to kolesiom z Goverment Flu czy Iron To Gold, że tradycyjny hardcore się wypalił (śmiech). Mody na pewne rzeczy dotykają również to środowisko, mówiąc w kontekście globalnym. Myślę, że to przenikanie się stylów i form wyrazu to właśnie hardcore punk, który ewoluuje na przestrzeni lat w różne strony. Kiedy wymyślono to określenie, rzeczywiście były to zespoły, które tak naprawdę ciężko było zaklasyfikować, bo muzyka wychodziła inspiracjami czasem daleko poza hardcore punk w tradycyjnym rozumieniu. Dzisiaj co drugi zespół określany jako "post" czy tam "modern" szukając wyrazu, eksploruje tak namiętnie, że pewne idee schodzą na dalszy plan i to, co tak naprawdę charakteryzuje to środowisko, przestaje mieć znaczenie. Bardzo cenię zespoły, które prócz tego, co grają, starają się przekazać jakąś postawę. 

No właśnie, hardcore to przeważnie konkretny przekaz i szczery komentarz otaczającej rzeczywistości. Tylko czy to, że popularne jest teraz emocjonalne granie z bardziej osobistym przekazem, jest znakiem czasu, wynika z kryzysu relacji międzyludzkich, naszego ogólnego zagubienia w świecie? 
Przemek: Myślę, że skupienie się na "ja, tu, teraz" to właśnie przyczyna odejścia zespołów od idei hardcore'u, który jak w Verbal Assault, zawsze był "More Than Music". Jak czytam teksty niektórych zespołów, to nie dowierzam własnym uszom i oczom. Nie potrafię przez to spojrzeć poważnie na kogoś, kogo myśli toczą się tylko wokół własnej osoby. Myślę, że zespół jest w pewien sposób katalizatorem różnych emocji z życia codziennego, wiele zespołów idzie w kierunku emocjonalnych rozważań egzystencji na różnych płaszczyznach, odcinając się od "korzeni", skupiając się na sobie w różnych sytuacjach. Myślę, że to zjawisko wiąże się ze wspomnianym kryzysem relacji pomiędzy ludźmi w dobie mediów społecznościowych – kolekcjonujemy wirtualnych znajomych, których czasem spotykamy i wtedy odwracamy wzrok, paląc przysłowiowego Jana. Nie potrafimy często funkcjonować w świecie realnym, ponieważ życie toczy się na Facebooku, który jest naprawdę zajebisty i daje szansę wielu fajnym inicjatywom, ale użytkowanie go wiąże się z ryzykiem popierdolenia. Miałem akcję, że nie poznała mnie znajoma po rocznej przerwie w kontakcie bezpośrednim, ale przez ten czas utrzymywanym w Internecie na portalu. To jest chyba najbardziej zjebana historia, z gatunku których przychodzi wiele refleksji. 

Jakie zespoły miały na was największy wpływ, ukształtowały wasze gusta, a może i was samych jako ludzi? 
Przemek: U mnie hardcore punk pojawił się w życiu, jak miałem 13 lat. Wtedy już słuchałem bardzo dużo różnej muzyki dzięki mojemu Ojcu, który dbał o to, bym miał solidne podstawy. Wychowywałem się na dobrym metalu, więc kiedy sukcesywnie poszerzałem horyzonty, nie byłem w stanie zrozumieć, o co chodzi w Dead Kennedys, Cro-Mags, Black Flag – to przyszło znacznie później, przy wyrobieniu się pewnej świadomości. Na początku najwięcej zawdzięczałem rodzimym zespołom, czyli Schizmie, 1125 czy Dezerterowi. Nie wiem, czy w wieku 26 lat mogę powiedzieć, że zostałem przez coś ukształtowany – ten proces cały czas ma miejsce. Co roku poznaję nowe zespoły z różnych rejonów punka, dzięki którym widzę i słyszę więcej. Ostatnio walczę po przerwie z nagraniami naszych słupskich kapel – Guernicy Y Luno oraz Ewy Braun, gdzie ta ostatnia miała szczególny wpływ na mnie za małolata, a dzisiaj poznaję to wszystko od nowa i nie wierzę, że zespół, który tak naprawdę pierwszym demo i LP wyprzedził epokę, skończył z nieproporcjonalnym do siły przekazu i muzyki rozgłosem. 

Niestety podobną niesprawiedliwość podziela wiele innych niedocenionych zespołów. Potrafisz ocenić, czy dla kogoś z zewnątrz, kto zainteresowałby się polskim hardcore'em, nasze zespoły dobrze definiują klimat rodzimej sceny? Jak w ogóle odbierasz i oceniasz scenę w naszym kraju? 
Przemek: Myślę, że hardcore jest na całym świecie bardzo podobny, z zastrzeżeniem takim, że powstał on jednak na Zachodzie i stamtąd przychodzi do nas większość inspiracji. Mamy kilka zespołów wyraźnie wyróżniających się na tle tego kraju, które z sukcesami podróżują po świecie, bo stanowią jakość samą w sobie. Problem leży raczej w tym, że 90% zespołów stąd gra jak ktoś inny, i to już niestety nie jest fajne, więc ciężko jest nam zainteresować zagranicznych sąsiadów naszą "ofertą", ponieważ oni takich zespołów jak na przykład nasz krajowy XYZ mają na miejscu kilka, z reguły jeszcze lepszych. Odczuwam dumę, widząc trasy na Wschód The Lowest czy przeszło miesięczną eskapadę Drip Of Lies od Polski po Hiszpanię. Czyli da się, ale prócz szczęścia, że ktoś pomoże ci taką trasę ogarnąć i przyjdą na nią jeszcze jacyś ludzie – to ogrom włożonej pracy, a tu często myśli się o graniu tras w kategoriach minimum wkładu – maksimum korzyści i splendoru. To tak nie działa, dlatego miejsce na podium jest zarezerwowane dla najlepszych i najbardziej pracowitych. Nie wszystkie te zespoły muszą mi się podobać muzycznie czy cokolwiek, ale zawsze jestem dumny z sukcesów polskich kapel na arenie międzynarodowej.
Wy natomiast gracie już parę ładnych lat, macie świetną płytę, to dlaczego nie słychać o was tak głośno jak powinno? 
Przemek: Dziękujemy. Sukces zespołu to nie tylko superpłyta, wydanie jej i tak dalej – składa się na to szereg działań, których my nie podejmujemy z różnych powodów. Nie interesuje nas "agresywny marketing" – ja osobiście wierzę w to, że wszystko ma swój czas i miejsce, ale mierzymy też siły na zamiary i nie celujemy w tysięczne tłumy, trzy-, pięciotysięczne repressy płyty i trasę z Rise Against – nie wiem, co musiałoby się stać, ale nie myślę o tym – to się nie stanie (śmiech). 

„Awaken” moim zdaniem jest przede wszystkim konkretnym, zróżnicowanym, choć spójnym i przemyślanym albumem. Jak zazwyczaj wygląda wasza praca nad kawałkami? 
Przemek: Płytę zrobiliśmy jeszcze z naszym poprzednim gitarzystą – Łukaszem. Zaczęliśmy grać próby w styczniu 2014 z jednym gotowym numerem na płytę (który zresztą miał być na drugim demo), w kwietniu już byliśmy w studio łącznie z 8 numerami. Praca wygląda tak jak wszędzie – ktoś coś przynosi na próbę i trwa rzeźba. Jestem zwolennikiem teorii, że jeśli coś od początku nie siedzi, to nie można męczyć buły i należy odpuścić lub chociaż odłożyć to w czasie (i najlepiej o tym zapomnieć...). Siedem na osiem numerów powstało na przestrzeni czterech miesięcy, w tej samej sali prób, w tym samym składzie, w podobnych nastrojach podczas każdego spotkania – jest w tym uchwycony po prostu tamten czas. Nie wierzę w to, że można robić dobre piosenki, klepiąc aranże w guitar pro czy innym gównie – tutaj potrzebne jest starcie bezpośrednie. 

Z płyty zdecydowanie wyróżniają się dwa kawałki, dwie części „Granic”. Po pierwsze mają teksty po polsku, po drugie są agresywniejsze i bezpośrednie. Skąd pomysł na taki akcent i dlaczego nie zdecydowaliście się w ogóle na śpiewanie w ojczystym języku, który moim osobistym zdaniem daje wyjątkowy i atrakcyjny koloryt tej muzyce? 
Przemek: Sporo osób już powiedziało wiele na ten temat, dlaczego trudno pisze się w ojczystym języku – nawet Tomek z Hard To Breathe w twoim wywiadzie to tłumaczył. Zanim odpowie Kuba, to tylko chciałbym wspomnieć o tym, że tekst po polsku to był mój pomysł w ramach eksperymentu, aby zobaczyć, co się stanie. Okazało się, że Kuba dobrze uchwycił nasze spojrzenie i nie brzmi to banalnie i pretensjonalnie, co nas bardzo cieszy.
Kuba: Pisanie tekstów po polsku to niestety pułapka. Oprócz oczywistych trudnych zgłosek, zupełnie innej dykcji niż przy tekstach po angielsku, innej pracy przepony dochodzi niebezpieczeństwo napisania tekstu brzmiącego co najmniej jak te w hitach polskich piosenek nadawanych w "radiostacjach". 

Kilka wersów w tekście „Granic” fajnie pasuje do wcześniejszych dywagacji na temat hardcore'u. „Nie łapiemy za bagnety na ulicach, szukamy rewolucji w głowach” - zmiana świadomości na poziomie intelektualnym ma większą szansę powodzenia niż akcje bezpośrednie? 
Kuba: Z natury jestem pacyfistą i to, że mnie coś wkurwia, nie znaczy, że od razu uruchomię pięści. Agresja rodzi agresję. Wiadomo, że są jednostki wyjątkowo odporne na argumenty słowne, tłumaczenie natury problemu etc. Dla nich niestety nie ma remedium. Do całej reszty małymi krokami, rozsądkiem i z odpowiednią dawką cierpliwości można przemówić.  

Z większości piosenek na płycie wyłania się obraz człowieka niespokojnego, którym targają różne nastroje. Jednostki, która toczy wewnętrzne boje, w których mocują się nadzieja, wiara i marzenia z rezygnacją i poddaniem. Jaki jest cel tak wyniszczającej walki? 
Kuba: Myślę, że to są emocje naszej generacji, która zastanawia się nad tym, w jakim kierunku zmierzamy. Chcemy pogodzić nasze życie osobiste z większą misją naprawiania świata i niestety zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na to zbyt mali, żeby w pojedynkę sobie z tym poradzić. Może to zbyt idylliczne wyobrażenie świata zderza się z rzeczywistością i zostają nam tylko marzenia. " Tak jak ty, mam troski i marzenia..." 

Słuchając „Dawn”, złapałem się na takiej myśli, kiedy to ja ostatnio czytałem ze swojego odbicia w lustrze. Nie pamiętam, kiedy robiłem to ostatnio, ale wiem, że kiedyś znacznie częściej. Myślisz, że jest w tym pewna zależność, że przestając rozmawiać z samymi sobą, nabieramy różnych uprzedzeń, zapominamy o wartości, jaką jest człowieczeństwo? 
Kuba: Zawsze łatwiej nam oceniać kogoś z boku niż samego siebie. Sam to robiłem nieraz i nie twierdzę, że to najrozsądniejsza rzecz na świecie. Kwestią jest postawienie samego siebie przed sądem i zrobienie sobie własnej inwentaryzacji, żeby dojść do tego, kim tak naprawdę się jest, jak własne zachowania oddziałują na innych, czym można się poszczycić, a za co powinniśmy czuć wstyd. Chodzi o to, żeby najpierw spojrzeć na siebie krytycznym okiem i przeanalizować własne postawy i zachowania, zanim bezwzględnie i często niesprawiedliwie spojrzymy na kogoś z pogardą, uprzedzeniem i wyższością. Należy starać się zrozumieć czynniki kierujące innymi ludźmi przed ogłoszeniem na nich wyroku. 

Kawałek „Hart Island”, który zamyka płytę, odnosi się do tytułowego przebudzenia. Wynika z niego, że to cywilizacyjne, egotyczne zapędy są dla nas zgubne. Jak się ich pozbyć, żeby się przebudzić? 
Kuba: Wystarczy spojrzeć trochę dalej niż na czubek własnego nosa. Naprawdę nie potrzeba wiele, żebyśmy z satysfakcją mogli stwierdzić, że rzeczywistość zmienia się in plus. Mniej pogardy, bo ktoś ma mniej od nas, mniej bezpodstawnego oceniania innych. A przede wszystkim wyznaczenie sobie progu własnego szczęścia i potrzeb materialnych. Całe zło świata opiera się na tym, że otyłym krawatom w drogich marynarkach jest wiecznie za mało. Nie potrafią osiągnąć szczęścia, a przy tym łupią je innym, tworząc spiralę niesprawiedliwości. 

Czego, poza pozytywnym oddźwiękiem na waszą muzykę i przekaz, powinienem życzyć wam na przyszłość? 
Przemek: Może, żebyśmy wytrwali w tym składzie jak najdłużej i nie rozpadli się wcześniej niż za kilka lat – a jeśli, to tylko za porozumieniem stron!

W takim razie trzymam kciuki za pomyślność! Dzięki za wywiad. 
Kuba: Dzięki wielkie, co dobre jest wybierzemy sami.
Przemek: Bardzo dziękuję za tę superrozmowę, świetnie się do niej przygotowałeś, a z pytaniami i tak dokładnymi analizami tekstów nieźle nas rozłożyłeś. To z pewnością jeden z najfajniejszych wywiadów jakich udzieliliśmy. Piątka z wyskoku!

(#2, jesień/zima 2015/16)
Obsługiwane przez usługę Blogger.