XWNZX

XWNZX

Animal Liberation Front

Dyskusja na temat najskuteczniejszej metody walki z wykorzystywaniem zwierząt to stały punkt globalnego ruchu animalistycznego. Co daje lepsze rezultaty? Bojkot przedsiębiorstw zarabiających pieniądze na cierpieniu, przyjazny image i namawianie społeczeństwa na zmianę stylu życia czy może akcje uświadamiające, petycje, demonstracje? Opinii na ten temat jest tyle, co samych strategii działania. Zdecydowanie dominują te bardziej pokojowe formy, chociażby na przykładzie działających fundacji i stowarzyszeń. Są jednak ludzie, dla których podpisany sprzeciw wobec działalności cyrków bądź promowanie weganizmu wśród znajomych nie wystarczą. Chcą pomóc konkretnym zwierzętom, tu i teraz, obierając bardziej radykalną taktykę – akcję bezpośrednią. Nikt nie wie, kim są. Podpisują się jedynie skrótem ALF.
Wszystko zaczęło się w roku 1973, kiedy to sześcioro aktywistów prozwierzęcych z Ronniem Lee na czele utworzyło w Londynie grupę o nazwie The Band of Mercy, nawiązując do angielskich działaczy, którzy już w XIX wieku zajmowali się udaremnianiem polowań na lisy. Każdy z nowo zawiązanej ekipy był wegetarianinem bądź weganinem i miał na koncie pracę na rzecz różnych organizacji animalistycznych (sam Lee był m.in. w Hunt Saboteurs Association). To, co ich połączyło to poczucie, że dotychczasowa działalność nie przynosiła zadowalających, namacalnych rezultatów. Potrzebowali nowego podejścia do sprawy. Pojawił się pomysł przeprowadzania akcji bezpośrednich, będących uderzeniem w każdego, kto wyzyskuje zwierzęta. Za cel obrano sobie ich własność prywatną. Już wtedy istotną zasadą stało się takie przeprowadzanie akcji, aby nikomu nie wyrządzić krzywdy. Przemoc dopuszczalna była jedynie w samoobronie, choć stanowisko w tej sprawie samego Lee nieco się zmieniło – „Osobiście teraz tego żałuję i uważam, że powinno się wtedy znaleźć miejsce na użycie przemocy w ograniczonym zakresie wobec oprawców zwierząt”.
Na samym początku grupa zajmowała się utrudnianiem życia myśliwym polującym na lisy. Chodziło głównie o uszkadzanie ich pojazdów. Nowe cele pojawiły się dość szybko - już pod koniec 1973 roku grupa podjęła dwie próby podpalenia laboratorium wiwisekcyjnego w Milton Keynes (był to pierwszy taki przypadek w historii ruchu animalistycznego), a następnie uszkodzenia łodzi wykorzystywanych przy polowaniu na foki. Kolejny atak skierowany był na pojazdy, którymi transportowano zwierzęta do laboratoriów. Między lipcem a sierpniem kolejnego roku miało miejsce 8 włamań do laboratoriów prowadzących testy na zwierzętach, dodatkowo atakowano hodowle kurczaków i sklepy z bronią. Podczas każdej takiej akcji dewastowano budynki, niszczono sprzęt oraz unieruchamiano zastałe pojazdy. W tym samym okresie doszło też do pierwszego wyzwolenia zwierząt – były to świnki morskie zabrane z farmy w Wiltshire, która została szybko zamknięta w obawie przed kolejnym wtargnięciem. Działalność The Band of Mercy nie przysporzyła im sympatyków wśród części obrońców zwierząt ze względu na radykalne metody. Hunt Saboteurs Association oferowali nawet nagrodę w wysokości 250 funtów za informację, kto za tym wszystkim stoi.
W sierpniu tego samego roku dwóch aktywistów (Lee i Cliff Goodman) zostało aresztowanych i skazanych na 3 lata więzienia za wtargnięcie i zniszczenie sprzętu Oxford Laboratory Animal Colonies w Bicester. Wyrządzone szkody oszacowano na ok. 25 tys. funtów. Całemu procesowi sądowemu towarzyszyły protesty pozostałych aktywistów, nie zmieniło to jednak decyzji wymiaru sprawiedliwości. Pobyt w więzieniu również nie należał do spokojnych. Ronnie szybko ogłosił strajk głodowy, aby przyznano mu wegańskie posiłki i ubrania.
Taki obrót sprawy z pewnością ostudziłby zapał niejednego aktywisty, czego obawiał się Lee. Strach przed więzieniem mógł skutecznie zakończyć temat akcji bezpośrednich. Jak się później okazało, wszelkie obawy były bezpodstawne. Do stałych członków The Band of Mercy dołączyli nowi aktywiści, tworząc trzydziestoosobową grupę. Po wyjściu z więzienia Ronnie stał się jeszcze bardziej wojowniczy w swoich przekonaniach. Pierwszym krokiem była zmiana nazwy. TBoM był niezbyt odpowiednim szyldem, pod jakim miałby działać ruch rewolucyjny. Potrzebowali czegoś, co nawiedzałoby w najgorszych snach każdego oprawcę zwierząt. Musieli się ich bać. Tak narodził się Animal Liberation Front – Front Wyzwolenia Zwierząt.
Dalsza praca wyglądała podobnie jak w przypadku The Band of Mercy. Większa liczba aktywistów pozwoliła np. na częstsze uwalnianie zwierząt z laboratoriów wiwisekcyjnych, a także na rozpropagowanie idei. Powoli zaczęły pojawiać się na terenie całego kraju (a w późniejszych latach na całym świecie) grupy inspirujące się ALF-em. Podstawą ich działalności jest pełna autonomia, decentralizacja, brak hierarchii oraz anonimowość ze względu na nielegalny charakter. W praktyce oznacza to brak formalnej struktury, „biura” dowodzącego akcjami. Brak też „szefostwa”, aktywiści są sobie równi. ALF tworzy każdy, kto chce polepszyć los wykorzystywanych zwierząt. Główne cele to spowodowanie jak największych strat ekonomicznych i zniszczenie własności prywatnej osób i instytucji czerpiących korzyści z eksploatacji istot żywych, uwalnianie zwierząt z laboratoriów, ferm futrzarskich i zapewnienie im życia bez cierpienia w (o ile to możliwe) środowisku zbliżonym do naturalnego, ujawnianie okrucieństwa tego typu miejsc poprzez pokojowe akcje i wystrzeganie się przemocy (dopuszczalna jest jedynie samoobrona). Awersja do agresji jest niezwykle istotną cechą ruchu, dlatego też akcje są tak planowane, aby nikt w ich wyniku nie ucierpiał (np. ochroniarze atakowanych budynków). Niszczenie mienia natomiast nie jest przez nich uważane za akt wandalizmu, a jako samoobrona wymierzona w imieniu bezbronnych stworzeń przez współodczuwających. Każda niezależna grupa funkcjonująca w oparciu o te wytyczne może uważać się za część całego ruchu. Powstały też grupy wolontariuszy wspierające bezpośrednio samych członków ALF, np. ALF Supporters Group, które zajmują się pomocą aktywistom przebywającym w więzieniu.
Po pierwszym roku istnienia Front wyrządził zniszczenia na ok. 250 tys. funtów, atakując rzeźnie, sklepy mięsne, hodowców, lokale fast food itp. Co ciekawe, początkowe akcje były dość pozytywnie oceniane przez społeczeństwo. Media ogłosiły nawet „bohaterem” jednego z aktywistów – Mike’a Huskissona, który w czerwcu 1975 roku uwolnił trzy psy rasy beagle z laboratorium testującego wyroby tytoniowe. Z czasem jednak ten obraz uległ zmianie. Lata 80. to okres wzmożonej działalności ALF. Podstawową metodą nadal był sabotaż ekonomiczny. Coraz liczniejsze były też włamania w celu wyniesienia zwierząt z laboratoriów, a także podpalenia sklepów sprzedających futra. Radykalizacja działań prowadziła do coraz większych strat ponoszonych przez biznesmenów wyzyskujących istoty żywe. Naciski lobbystów sprawiły, że medialny obraz empatycznego aktywisty ratującego słodkie pieski zmienił się na fanatycznego „ekoterrorystę”, zagrażającego porządkowi publicznemu. W 1986 roku powołano do życia specjalny oddział policyjny Scotland Yardu do walki z prozwierzęcymi „ekstremistami” – Animal Rights National Index (ARNI). Ich pierwszą większą akcją było aresztowanie wolontariuszy z ALF Supporters Group. Aktywiści biorący udział w akcjach bezpośrednich dostawali coraz większe wyroki, do 10 lat pozbawienia wolności włącznie. Był to znak, że krwawy biznes czuje się zagrożony. W kolejnych latach profity przemysłu mięsnego również zaczęły być podkopywane. Wybijane okna sklepów mięsnych, podpalane rzeźnie, zanieczyszczone wyroby na sklepowych półkach, uszkodzone pojazdy transportowe - do tego typu akcji dochodziło coraz częściej. Przełom lat 80. i 90. to straty na sumę ok. 6 milionów funtów. Do tego dochodziły zwiększone wydatki na ochronę i monitoring.
Według danych FBI początki akcji bezpośrednich w imię praw zwierząt na terytorium USA to lata 70. Pierwszą akcją pod szyldem ALF było wyniesienie przez aktywistów kota, dwóch psów i dwóch świnek morskich z laboratorium New York University Medical Center 14 marca 1979 roku. W maju 1984 roku nieznani sprawcy włamali się do kliniki Uniwersytetu Pennsylvania, dokonali zniszczeń na 60 tys. dolarów i wykradli taśmy wideo z tamtejszego monitoringu, zawierające 60 godzin nagrań, na których uwiecznione zostały poczynania badaczy. Widać było na nich m.in., jak „zabawne” wydawały się im zabiegi przeprowadzane na zwierzętach. Kompromitujące nagrania trafiły w ręce PETA. W wyniku ich kampanii doprowadzono do zamknięcia kliniki. 20 kwietnia 1985 roku kalifornijski odłam ALF włamał się do laboratorium Uniwersytetu w Riverside, dokonując zniszczeń wycenionych na ok. 700 tys. dolarów i uwalniając z klatek 468 zwierząt. W rezultacie zawieszono 8 niezakończonych projektów badawczych, do tego utracono wyniki badań medycznych prowadzonych przez lata. Wtedy też ówczesny dyrektor National Institutes of Health (oddział Ministerstwa Zdrowia i Pomocy Humanitarnej Stanów Zjednoczonych), James Wyngaarden, określił naloty ALF mianem „aktów terroryzmu”.
Jeszcze w latach 80. na terenie Wielkiej Brytanii pojawiły się dwie nowe grupy wzorujące się na Animal Liberation Front – Animal Rights Militia i Justice Department. Różnica między nimi a ALF-em polegała na odrzuceniu zasady o niestosowaniu przemocy wobec ludzi. Według nich dotychczasowe akcje były „zbyt łaskawe” wobec oprawców i wyzyskiwaczy zwierząt. Zaczęto od pogróżek słownych wysyłanych do hodowców, właścicieli sklepów, rzeźni itp. To był jednak dopiero początek. W 1982 roku czworo liderów głównych partii politycznych, w tym Margaret Thatcher, dostało przesyłki zawierające w środku bomby (żaden ładunek nie eksplodował). W listopadzie tego samego roku do mediów dotarła wiadomość, że batony „Mars” zostały zatrute przez aktywistów, aby zmusić korporację do rezygnacji z przeprowadzania testów na małpach. Rzekomo zatrute produkty znalazły się już w sprzedaży w Londynie, Leeds, Yorku, Southampton i Coventry. Miliony batonów zostało usuniętych ze sklepowych półek, wstrzymano też ich dalszą produkcję, co kosztowało koncern łącznie 4,5 miliona dolarów. Jak później przyznali aktywiści, cała akcja była blefem.
Kolejne przedsięwzięcia były już o wiele bardziej poważne. Tym razem zaczęto podkładać prawdziwe bomby, głównie pod domy towarowe sprzedające futra. Wiele z nich, jeśli nie w całości, to przynajmniej częściowo, zostało zniszczonych. Kraj zalała też plaga przesyłek z zapalnikami jak i bomb instalowanych na podwoziach pojazdów. Zazwyczaj celem takich ataków byli wszelkiej maści badacze wykorzystujący w swych pracach zwierzęta. Część zamachów udało się udaremnić, ale były też przypadki poparzeń skóry twarzy i rąk ofiar, nie wspominając o wielu uszkodzonych bądź całkowicie zniszczonych pojazdach. Zastraszano właścicieli koncernów, zwykłych pracowników, ich rodziny, partnerów biznesowych. Kampania nowej fali działaczy animalistycznych była tak samo brutalna, jak i skuteczna. Zamykano kolejne przybytki, np. Consort Kennels (testowanie na beagle’ach), Hillgrove Farm (chów kotów przeznaczonych do laboratoriów), Newchurch Farm (chów świnek morskich) i wiele innych. Podobnie wyglądała sytuacja w USA. Warto podkreślić, że w tym samym czasie działało niemało aktywistów ALF, którzy byli wierni początkowym założeniom ruchu mówiącym o wystrzeganiu się jakiejkolwiek przemocy.
W 1988 roku w Grudziądzu Darek Paczkowski założył polski odpowiednik ALF – Front Wyzwolenia Zwierząt. Początkowa inspiracja szybko jednak przeszła metamorfozę w organizację pokojową, rezygnującą z typowych akcji bezpośrednich i skupiającą się na demonstracjach, protestach i akcjach edukacyjnych. Podstawą działań był więc pacyfistyczny charakter oraz legalność. Za główny cel obrano nie bezpośrednie wyzwalanie zwierząt z klatek, a „rozbudzanie ludzkiej wrażliwości na ból i cierpienia zwierząt, pogłębienie współczucia dla istot słabszych niemogących samemu się bronić”. Taki rodzaj przyjętej taktyki tłumaczono faktem, iż długotrwałe kreowanie opinii publicznej na temat przedsiębiorstw wykorzystujących zwierzęta jest skuteczniejsze niż akcje bezpośrednie, które są źle odbierane przez społeczeństwo, gdyż kojarzą się z radykalizmem i przemocą. Po roku 1996 struktury organizacji stopniowo przerzedzały się, malała też liczba przedsięwzięć grupy. Poza FWZ na terenie Polski działali także aktywiści opierający się na akcji bezpośredniej. Również u nas znaleźli się ludzie gotowi złamać prawo w imię walki o prawa zwierząt. Dochodziło do wypuszczania lisów z hodowli, włamań w celu udokumentowania warunków panujących na fermach, wybijania szyb w zakładach mięsnych, dewastacji siedzib stowarzyszeń myśliwskich, niszczenia ambon, przebijania opon w pojazdach należących do właścicieli cyrków itp. Nigdy jednak nie były to akcje na tak dużą skalę jak na Zachodzie.
Radykalny ruch animalistyczny dotarł również do Rosji. Pierwsza akcja Rosyjskiego Frontu Wyzwolenia Zwierząt (RALF) miała miejsce w 2000 roku. Na południu kraju, w Krasnodarze, nieznani sprawcy zaczęli regularnie atakować miejscowe zakłady zabijające zwierzęta i wytwarzające produkty odzwierzęce. Na ścianach zakładów mięsnych i rzeźni pojawiły się napisy oskarżające tamtejszych pracowników o morderstwa, wybijano też szyby, uszkadzano zamki w drzwiach. Dwa lata później w Soczi zaczęły pojawiać się podobne slogany na sklepach z futrami. Grożono też podpaleniem. Odpowiedzialność za ataki wziął na siebie właśnie RALF. Latem tego samego roku nieznani sprawcy zniszczyli 70 reklam wystawy egzotycznych zwierząt, a następnie namalowali na ścianach miejscowego delfinarium slogany typu „delfinarium to więzienie” i „wolność dla zwierząt”. Powstała też grupa wspierająca aktywistów, uruchomiono stronę internetową, a także zaczęto drukować ulotki informacyjne. Na początku września 2003 roku po raz pierwszy dokonano ataku na dwa sklepy futrzarskie i jeden myśliwski w Moskwie. Grupa wsparcia RALF wysłała do mediów komunikat mówiący „Musicie pamiętać, że będziemy kontynuować sabotaż ekonomiczny wymierzony w zabójców zwierząt, póki nie zatrzymają ich krwawego biznesu. Nic nas nie powstrzyma”. Do maja następnego roku zaatakowano kolejne 18 sklepów – futrzarskie, mięsne i myśliwskie. Skupiano się głównie na wyrządzaniu szkód materialnych i propagowaniu idei, lecz jak dotąd żadne zwierzę nie zostało uwolnione. Zmieniło się to 21 kwietnia 2004 roku, kiedy to członkowie RALF wtargnęli do laboratorium Rosyjskiej Akademii Medycznej i wykradli 119 żab. Na kolejne akcje nie trzeba było długo czekać. 8 maja z klatek Wydziału Biologii na Uniwersytecie Moskiewskim zniknęło 110 szczurów i 5 królików, których używano w eksperymentach związanych z działaniem alkoholu i narkotyków. Wszystkie te wydarzenia były jedynie początkiem rozrastającego się odłamu ALF w Rosji.
W Stanach Zjednoczonych postanowiono podjąć konkretne kroki w walce z „ekoterrorystami” porównywanymi do ekstremistów antyaborcyjnych, którzy zasłynęli z podkładania bomb pod kliniki aborcyjne na terenie całego kraju. 29 września 2006 roku Senat Stanów Zjednoczonych zatwierdził AETA – Animal Enterprise Terrorism Act rozszerzający definicję „przedsiębiorstw wykorzystujących zwierzęta”, wliczając w to zarówno akademickie placówki prowadzące badania, jak i komercyjne zakłady wytwarzające i sprzedające produkty odzwierzęce. Nowe prawo zwiększa również uprawnienia Departamentu Sprawiedliwości w walce z organizacjami prozwierzęcymi. Od tamtej pory wysokość kary stała się zależna od wysokości strat ekonomicznych, jakie poniósł zaatakowany przedsiębiorca. Ostatecznie ustawa została podpisana przez George’a Busha w listopadzie tego samego roku. Poza ALF-em o „ekoterroryzm” były swego czasu oskarżone m.in. takie organizacje jak Earth Liberation Front (ELF), Greenpeace, Sea Shepherd Conservation Society, People for the Ethical Treatment of Animals (PETA), Earth First!, The Coalition to Save the Preserves i Hardesty Avengers.
Od tamtego czasu setki aktywistów prozwierzęcych trafiło do więzienia, odsiadując nierzadko kilkunastoletnie wyroki. Ciągle istnieją grupy wolontariuszy, których zadaniem jest wsparcie osadzonych, chociażby przy wywalczeniu wegańskich posiłków w placówce penitencjarnej. Po latach Ronnie Lee widzi cały ruch następująco: „Obecnie ALF działa bardziej na zasadzie wsparcia dla innych, legalnych kampanii, często przyczyniając się do ostatecznego upadku przedsiębiorstw będących już i tak pod dużą presją. Dodatkowo akcje ALF są bardziej skoncentrowane, a tym samym o wiele bardziej skuteczne”. Mimo że skala zjawiska nie jest już tak duża jak na przełomie lat 80./90., w dalszym ciągu na całym świecie istnieją małe, autonomicznie działające odgałęzienia ALF oddane idei całkowitego wyzwolenia zwierząt poprzez akcję bezpośrednią.
Marcin
(#2, jesień/zima 2015/16)
Obsługiwane przez usługę Blogger.