XWNZX

XWNZX

Project X – Straight Edge Revenge

Archiwa nowojorskiego hardcore’u pełne są płyt legendarnych, prawdziwych kamieni milowych gatunku. Nagrań, które często już w chwili wydania osiągały niesamowitą popularność i szacunek. Przy tak ogromnej liczbie wydawnictw i zespołów z pewnością ciężko było przebić się do świadomości przeciętnego fanatyka mosha, szczególnie gdy większość muzyki opierała się na kilku prostych riffach. Wielu musiało sporo się napocić, żeby ktoś ich docenił. Ekipie Johna Porcelly’ego wystarczyło natomiast nagrać niecałe siedem minut materiału, aby rozgrzać scenę do czerwoności. Już sam ten fakt decyduje o wyjątkowości niepozornej epki z 1987 roku.
Project X nie był nawet regularnym zespołem! Geneza tego projektu także nie należy do codziennych. W drugiej połowie lat 80. John Porcelly, grający wtedy na gitarze w Youth Of Today i Judge, prowadził wraz z Alexem Brownem (z Side By Side i Gorilla Biscuits) zina „Schism”. Pod tym szyldem mieli też zamiar wypuścić parę płyt. Podczas prac nad siódmym numerem zina (w którym miały się ukazać m.in. wywiady z Agnostic Front, Dag Nasty, Slapshot i Gorilla Biscuits) wpadli na pomysł dołączenia do pisma siedmiocalowego winyla, który byłby składanką reprezentującą scenę Nowego Jorku z niepublikowanymi utworami, sięgającymi wczesnych lat 80. Ku ich zdziwieniu każdy zespół, z jakim zdołali się skontaktować, odsyłał ich z kwitkiem, twierdząc, że nie ma żadnych kawałków, które byłyby w tamtym momencie niewydane. Skoro nie mogli liczyć na pomoc innych kapel, nie pozostało im nic innego, jak postąpić tak bardzo w duchu idei DIY, jak tylko się dało – Nie masz kogo wydać? Załóż swój własny zespół! Tym oto sposobem narodziła się grupa niemogąca pochwalić się zbyt długą żywotnością (delikatnie mówiąc) i obszerną dyskografią, za to zdążyła uzyskać status prawdziwego złota wśród straight edge’owych taśm. Pozostało jeszcze tylko skompletować skład i można było podbijać amerykański underground. Do zespołu został zaproszony nie byle kto. Dziś pewnie nazwano by ich supergrupą, Porcelly bowiem zdołał namówić do udziału w projekcie Waltera Schreifelsa (Gorilla Biscuits i Youth Of Today) oraz Sammy’ego Sieglera (Side By Side, Youth Of Today i Judge). Nie było to trudne, w końcu wszyscy się znali i razem grali we wspomnianych zespołach. Z pewnością sukces samego „Straight Edge Revenge” też w dużej mierze zależał od tego, kto za nim stał. Każdy z chłopaków przyjął sobie pseudonim: Porcelly stał się Slamem, Brown – Kid Hardem, Sieglera okrzyknięto The Youth w związku z tym, że był wtedy jeszcze nastolatkiem, a Schreifelsa oznaczono enigmatycznym skrótem N.D. Miał on oznaczać „No Drugs”, choć członkom grupy zdarzało się żartować, iż właściwe rozwinięcie brzmi „Not Dedicated” przez małe zaangażowanie Waltera w sprawy zespołu. Kapelę nazwano Project X, co świetnie oddawało charakter całego przedsięwzięcia, choć spotkałem się również z teorią, jakoby miało to być nawiązanie do filmu o tym samym tytule z Matthew Broderickiem z 1987 roku, czyli tego samego, co omawiana płyta. Nie wiem, na ile ta wersja jest prawdziwa, szczególnie że tematyka filmu (przeprowadzanie przez wojsko eksperymentów na szympansach) bardziej kojarzy mi się z ikoniczną „maskotką” Gorilla Biscuits…
Trudno było nie zauważyć niskobudżetowości siedmiocalówki Porcelly’ego i spółki. Czarno-biała okładka została skserowana na wyjątkowo cienkim, leciutko brązowawym papierze (to dzięki niemu można poznać, czy mamy do czynienia z oryginałem, czy „śnieżnobiałą” podróbką). Koszt nagrania wynosił zaledwie 100 dolarów. Przed wejściem do studia Dona Fury’ego zespół zdążył przećwiczyć materiał zaledwie trzy razy. Poza Walterem oczywiście, ten bowiem odpuścił sobie jedną próbę. Nakład wynosił 500 sztuk, nietrudno się więc domyślić, że jest to obecnie prawdziwy święty Graal dla kolekcjonerów. Pierwsze 300 sztuk poszło razem z zinem „Schism”. Labele winyli z tej partii były czyste, bez żadnych nadruków. Zawierały jedynie odręcznie napisane oznaczenia stron płyty oraz różne humorystyczne dopiski, np. I was straight before you heard the Sex Pistols lub We shaved X’s in the backs of our heads. Kolejne 100 sztuk wyprzedało się w ekspresowym tempie na koncercie Bold w Connecticut. Na labelach miały już stemple „Project X Side A”, a na odwrocie „Schism 1”. Ostatnią setkę sprzedano niewiele później. Pomimo wielu próśb nie wznowiono „Straight Edge Revenge”. Nie ma się co dziwić, że w takiej sytuacji świat zalała fala bootlegów różnorakiej jakości. Jeden z autorów amerykańskiej podróbki miał rzekomo ponieść z tego powodu przykre konsekwencje. Po wytłoczeniu 500 sztuk i sprzedaniu setki członkowie Project X podobno osobiście go dorwali i zniszczyli resztę płyt. Oficjalny repress, którego podjęła się wytwórnia Bridge Nine Rec., miał miejsce dopiero w 2005 roku. W chwili wydania kultowa epka okazała się tak dużym sukcesem, że słuchacze, co łatwe do przewidzenia, oczekiwali kolejnych nagrań. Porcelly, absolutnie nie mając w planach kontynuacji projektu, postanowił zażartować z tej sytuacji i podając w magazynie Maximum Rocknroll listę słuchanych przez siebie płyt, wymienił Project X – „The Edge of Quarrel”. Ci, którzy dali się nabrać, oszaleli na punkcie nieistniejącego albumu i spędzili mnóstwo czasu na poszukiwaniach płyty-widma. Z marnym skutkiem, rzecz jasna.
Końcówka lat 80. wiązała się ze wzrostem przemocy na hardcore’owych koncertach. Część straight edge’owych załóg zbyt dosłownie rozumiała przekaz swoich idoli i wszczynała bójki z dzieciakami, które ośmieliły się trzymać w dłoni piwo bądź papierosa, ściągając tym samym na cały ruch sXe złą sławę. Strona przeciwna także nie była święta, coraz dobitniej dając do zrozumienia, że bycie abstynentem przestało być „fajne”. Krytyka dosięgła również Youth Of Today, co bardzo frustrowało Porcelly’ego. Uważał to za niesprawiedliwe, szczególnie biorąc pod uwagę pozytywny przekaz jego macierzystego zespołu. Z czystej przekory postanowił dać wszelkim krytykantom to, na co tak lubili narzekać – straight edge’owy tekst o poziomie wojowniczości sięgającym absurdu. Tak powstał pierwszy track Project X, „Straight Edge Revenge”, który – co ciekawe – miał pierwotnie znaleźć się w repertuarze YoT, lecz Ray Cappo odrzucił go właśnie ze względu na jego bojowy charakter.
I'm as straight as the line that you sniff up your nose,
And I'm as hard as the booze that you swill down your throat,
And I'm as bad as the shit you breathe into your lungs,
And I'll fuck you up as fast as the pill on your tongue  
Z jednej strony powyższe wersy można traktować jako żart z napakowanych sXe napinaczy lub jako ironiczne wyolbrzymienie wszelkich zarzutów stawianych ruchowi. Jednak, jak sam Porcelly przyznał w jednym z wywiadów, jest w nich coś więcej. Nie podobało mu się, że wraz z ulotnieniem się mody na odrzucenie używek wśród nowojorskich scenersów przybrał na sile nacisk, by pić. Tak było przynajmniej w jego odczuciu. Przeciwstawiając się tej anty-straight edge’owej mentalności, chciał zmienić sytuację, stosując „odwróconą presję”. Tłumaczył to następująco: „Jeśli będziesz wywierał na mnie presję, ja zacznę wywierać ją na tobie”, po czym dodał jeszcze: „Nawet jeżeli Project X nie był poważnym zespołem, był odbiciem tamtych czasów. W tym sensie był na poważnie”. Będąc pod ostrzałem wielokrotnych prób nakłaniania do picia, niejeden straight edge’owiec zapewne marzył o odpłaceniu się tym samym swoim adwersarzom. Stąd słowo „zemsta” w tytule. Po latach John przyznał, że to było głupie. „Jeśli rzeczywiście masz przesłanie, które chcesz przekazać ludziom, nie możesz na nich wrzeszczeć i krytykować ich”. Niezależnie od tego, jak będziemy postrzegać ten utwór, nie zmieni to faktu, że stał się on prawdziwym hymnem sXe. Tekst to jedno, ale nie można zapomnieć o prostej, ale zarazem prawdziwie mistrzowskiej linii basu, która niesie cały kawałek. Tę melodię zna chyba każda osoba, która maluje sobie iksy na dłoniach.
Wbrew pozorom „Straight Edge Revenge” jest jedynym numerem na tym minialbumie traktującym wprost o abstynencji. Drugi w kolejności „Shut Down” odnosi się do sytuacji, jaka miała miejsce na koncercie YoT 18 października 1987 roku w klubie CBGB. Doszło wtedy do spięcia między muzykami a lokalem, w którym od jakiegoś czasu panował zakaz stage divingu. Publika złożona z młodych punków nic sobie z tego nie robiła i w dalszym ciągu bawiła się na koncertach tak, jak chciała. Pracownicy CBGB uznali, że winę za to ponoszą zespoły, w tym Youth Of Today. Grupa Porcelly’ego i Cappo nie mogła już się tam pokazywać. Ten pierwszy postanowił wylać swoją żółć na papier i w ten sposób narodziło się „Shut Down”. Następne w kolejce jest „Cross Me”. Tekst jest wymierzony w członków zespołu Half Off, którzy byli straight edge i mocno wzorowali się na YoT. Co w takim razie było z nimi nie tak? Według Johna „te dzieciaki były naszymi wielkimi fanami, ale w zazdrosny sposób (…). Chciały zająć nasze miejsce”. Kawałek „Dancefloor Justice” stanowił odpowiedź na nagły wzrost przemocy na scenie, która jeszcze do niedawna przypominała jedną wielką rodzinę. W pewnym jednak momencie coś się popsuło. Sytuacja była tak zła, że pójście na koncert wiązało się z ryzykiem postrzału lub dźgnięcia nożem. Chłopaki chcieli zwrócić uwagę na to, by każdy uważał na siebie i na swoich przyjaciół, szczególnie podczas moshu, gdyż to najczęściej wtedy pijani twardziele szukali pretekstu do rozpoczęcia bijatyki. Dzieło Project X kończy się numerem „Where It Ends”. Czytając do niego tekst, można uznać, iż jest to po prostu kolejna piosenka o utraconej przyjaźni. Z pewnością było wiele tego typu historii – po odrzuceniu używek okazuje się, że nie mamy już za wiele wspólnego z naszymi starymi znajomymi. Jednak to nie wszystko, co Porcelly chciał przekazać. „Kiedy jesteś młody/-a, jesteś przepełniony/-a młodzieńczym idealizmem. (…) Lecz kiedy się starzejesz, fale materializmu wciągają cię z powrotem w normy społeczne. I kiedy patrzysz na ludzi, którzy wciąż próbują podtrzymać rewolucyjnego ducha, postrzegasz to jako coś tandetnego i przestarzałego”. Bardzo często proces „dorastania” oznacza przystosowanie się do tego, co społeczeństwo uważa za normalne. Porzucenie wartości z młodzieńczych lat, jako tych naiwnych i nijak mających się do „prawdziwego”, „dorosłego” życia, uznawane jest wręcz za oznakę dorosłości. Naturalną konsekwencją takiego rozumowania jest negatywna ocena tych osób, które nie zerwały z ideami z czasów nastoletnich. Uważa się je za dziecinne, niedojrzałe czy idealistyczne (nadając temu określeniu jednoznacznie pejoratywny wydźwięk). Jednak czy jest to właściwe i racjonalne podejście? Z pewnością pragmatyczne. Nie oznacza to automatycznie, że w pełni słuszne. Owszem, z wiekiem i doświadczeniem życiowym przychodzi pozbycie się złudzeń na szybką „naprawę” świata, lecz nie musi to od razu oznaczać porzucenia ideałów. Mogą one bowiem wyewoluować w osobistą, przemyślaną postawę negacji tego, co złe wokół nas. Idee to paliwo, które nas napędza. Dzięki nim nie poprzestajemy na stanie obecnym. Chcemy czegoś więcej. Chcemy zmiany na lepsze.
Poza konfrontacyjnymi czy skłaniającymi do przemyśleń tekstami muzyka Project X to po prostu dawka konkretnego hardcore’u. Szybko, surowo, z brudem, spontanicznie. Pięć kawałków w niecałe siedem minut kopie w ryj, nawet po tych wszystkich latach od ukazania się krążka. Równie dobrze pozostałe cztery numery mogłyby być słabymi zapychaczami, a i tak warto byłoby sprawdzić tę legendę dla samego hymnu z zemstą w tytule. Nieokiełznany, niewypolerowany i grany ze szczerej pasji – taki powinien być hc/punk!
~Mn
(#5, wiosna 2018)
Obsługiwane przez usługę Blogger.