XWNZX

XWNZX

ANTI-FLAG – "Jeśli się zjednoczymy, będziemy naprawdę mocni."


Od czasu debiutanckiego „Die for the Government” z 1996 roku Anti-Flag wzmocniło i ośmieliło słuchaczy dwóch pokoleń borykających się z nowym tysiącleciem dotkniętym wojnami, konfliktami rasowymi i kryzysem finansowym. Ten osobliwy kwartet z Pittsburgha konsekwentnie ucieleśniał ponadczasowego punkowego ducha, atakując do niedawna dziewięcioma znakomitymi albumami, w tym wartymi wspomnienia „The Terror State” czy „For Blood And Empire”.
Ostatnio, gdy oblicze USA zmieniło się po kontrowersyjnych wyborach prezydenckich z 2016 roku, zaatakowali zdecydowaną, dziesiątą w dorobku studyjną płytą „American Fall”, wydaną jesienią 2017 roku.
Z oczywistych względów wciąż skupiają się na polityce, pozostają wierni swoim przekonaniom, są krzykiem sprzeciwu. Co prawda ich charakterystyczne brzmienie ewoluowało w kierunku łagodniejszych dźwięków, hojnie obdzielonych większą ilością melodii, ale to po części zabieg rozmyślnie obranej taktyki. To dobry sposób, aby w trudnych i mrocznych czasach nieść przesłanie w przystępny dla słuchacza sposób. Nie brakuje tu jednak galopującego tempa, napędzonych furią gitar i pełnych wściekłości wokali. To nadal jest ten sam wybuchowy Anti-Flag, który konsekwentnie i bezkompromisowo wystawia środkowy palec w oblicze ucisku i tyranii.
Więcej o nowej płycie i okolicznościach jej powstania opowiada wokalista Justin Sane. ~Sebastian

Tytuł nowego albumu sugeruje, że jest on kontynuacją poprzedniej płyty „American Spring”.
Tak, na wiele sposobów jest to dalszy ciąg. O ile „American Spring” mówiło, że zbliżamy się do czasów pewnej transformacji, „American Fall” jest spojrzeniem na tę transformację. Jednocześnie stawiamy pytania o to, gdzie chcemy iść i jak powinna wyglądać przyszłość. Chciałbym pozbyć się Donalda Trumpa, ale nie chcę powrotu do neoliberalnego status quo czasów Baracka Obamy. Myślę, że jest to bardzo ważna kwestia do rozważenia.

Czy „American Fall” jest zatem reakcją na wyborcze zwycięstwo Trumpa? Chyba było ono dla was pewnym zaskoczeniem?
Przeczuwałem, że Trump ma szansę na zwycięstwo, choć oczywiście miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie jestem bynajmniej zwolennikiem Hillary Clinton, ale Trump był najgorszym możliwym wyborem ze swoimi otwarcie rasistowskimi, ksenofobicznymi poglądami. Wiele utworów z nowej płyty stanowi reakcje na to, co się stało. Nie można było nie zareagować, kiedy obecna władza bierze na cel wszelkie mniejszości, a więc najbardziej bezbronnych ludzi w naszym społeczeństwie.

Za rządów Obamy nagraliście dwie czysto punkrockowe płyty: „The People or the Gun” i „The General Strike”. Obie po plus minus pół godziny, z krótkimi, stosunkowo prostymi utworami. Spodziewałem się, że gniew i frustracja na sytuację panującą obecnie w USA sprawi, że nowy album będzie podobny.
Mógłbym wskazać milion powodów, dla których „American Fall” brzmi tak, jak brzmi. Niektóre wynikają z przemyślanych decyzji, inne są odbiciem sytuacji, w jakiej znajdujemy się w danym momencie. To nasz jedenasty album. Myślę, że zawsze towarzyszyła nam potrzeba szukania nowych środków – nie chcemy nagrywać wciąż takiej samej płyty. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nastały trudne czasy. Dla Afroamerykanów, gejów czy imigrantów są wręcz niebezpieczne. Po dojściu Trumpa do władzy neonaziści poczuli się na tyle pewni siebie, że bezkarnie urządzają swoje wiece na ulicach. Niedawno zabili kobietę demonstrującą przeciwko nim. Oczywiste więc było, że musimy odnieść się do niełatwych spraw. Niektóre zapewne podajemy w przystępnej formie, bo nie chcemy walić słuchacza po głowie.

Ogólnie to dość przystępny album. Chcieliście dotrzeć z nim do większego audytorium?
To nie jest takie proste. Gdybym wiedział, jak nagrać przebojową płytę, która trafi do wielu ludzi, to zrobiłbym to. Ostatecznie jednak jesteśmy punkowym zespołem i tworzymy po prostu punkowe piosenki. Kilka nowych utworów ma dość popowy posmak, więc może dotrzemy z naszym przekazem do szerszego grona odbiorców, ale... nie mamy takiej gwarancji. Wiem jedno – więcej pszczół zwabisz przy pomocy miodu (śmiech).


„American Fall” jest dość różnorodne, choć nie tak urozmaicone i epickie jak pamiętne „The Bright Lights of America”. Co sądzisz o tamtym albumie z perspektywy czasu? Myślisz, że możecie kiedyś jeszcze nagrać podobną rzecz?
Nie mam pojęcia. W czasie nagrywania „The Bright Lights...” każdy z nas przechodził burzliwy moment w życiu osobistym, co znalazło wyraz w muzyce. To faktycznie bardzo epicka produkcja, pełna dramaturgii i rozbudowana brzmieniowo. Pracowaliśmy wtedy z Tonym Viscontim, producentem, którego metody pracy były dla nas nowością, co bardzo nas ekscytowało. Stąd wszystkie te dodatkowe instrumenty i nietypowe rozwiązania. Być może dlatego, że nie do końca kontrolowaliśmy wówczas własne życie, to i muzyka wymknęła się nam spod kontroli. Niemniej „The Bright Lights...” to fajna i wyjątkowa płyta, dokumentująca pewien punkt zwrotny w naszej historii. Po jej wydaniu staliśmy się bardziej uniwersalnym zespołem, ponieważ wyrwaliśmy się z ram tradycyjnie rozumianego punk rocka.

Jednocześnie na nowym krążku znalazły się fragmenty jawiące się powrotem do korzeni Anti-Flag. Weźmy np. „When the Wall Falls” – nie pamiętam, kiedy ostatni raz wykorzystaliście jakiś motyw ska.
O rety, chyba w kawałku „That's Youth” z „A New Kind of Army”, a więc drugiej płyty. Faktycznie, szmat czasu. Ten motyw ska pojawił się zresztą za sugestią producenta Benjiego Maddena. Pierwotnie graliśmy ten numer o wiele wolniej. Benji bardzo nam pomógł i jeśli mowa o przystępnym charakterze albumu, to w dużym stopniu jest to jego zasługa. On ma bogatą wyobraźnię – wie, w jakim kierunku powinien rozwinąć się dany utwór i pomagał nam to osiągnąć.

Jednocześnie lider Good Charlotte to dość zaskakujący producent dla Anti-Flag. Z tego, co wiem, został producentem albumu trochę przez przypadek?
W pewnym sensie. Benji jest naszym przyjacielem, wiedział, że szykujemy się do nagrania płyty. Zaproponował nam skorzystanie z jego studia w Los Angeles, abyśmy mogli wyrwać się z naszego starego otoczenia w Pittsburghu. W miarę postępów w pracy uznaliśmy, że udziela nam tyle wskazówek, że logiczną decyzją będzie powierzenie mu produkcji. To utalentowany człowiek, który pomaga wielu muzykom i nie oczekuje niczego w zamian. Myślę, że to właśnie mamy z sobą wspólnego – wspieramy inicjatywy, które uważamy za godne wsparcia.

Na poprzednich dwóch albumach pojawili się znani goście. Nie chcieliście zaprosić nikogo do udziału w „American Fall”?
Nie było na to czasu – nagraliśmy całość bardzo szybko. W przypadku poprzednich płyt zarówno Tim Armstrong, jak i Tom Morello byli po prostu w pobliżu, więc zaprosiliśmy ich do studia. To zawsze działa w ten sposób.

Stałym motywem jest u was obsesja Amerykanów na punkcie broni i przemocy. Co sądzisz o niedawnej strzelaninie w Las Vegas?
To oczywiście tragedia, ale może skłoni ludzi do refleksji i doprowadzi do zmian pozwalających uniknąć podobnych wydarzeń w przyszłości. USA to bardzo zmilitaryzowany kraj, w którym od zawsze celebrowano wojnę i przemoc. Nasza gospodarka stawia zysk ponad ludźmi, a kiedy pieniądze są motorem napędowym całej kultury, to kompas moralny społeczeństwa jest popsuty i prowadzi nas na manowce. Uważam to za główny powód, dla którego wciąż podobne tragedie mają miejsce.

Mówiliśmy tu o różnych negatywnych sprawach, ale ogólna wymowa „American Fall” wydaje się dość budująca. Ostatecznie macie do przekazania coś pozytywnego.
Staramy się. Najważniejsze w przekazie płyty są solidarność i jedność. Chcemy powiedzieć wszystkim marginalizowanym ludziom, że nie są sami i że jest ktoś gotowy ich bronić. Jeśli się zjednoczymy, będziemy naprawdę mocni. W tym sensie album ma bardzo pozytywną myśl przewodnią. Cieszy mnie, że to zauważyłeś, bo właśnie to chcemy zakomunikować słuchaczom.


Podoba mi się także to, że zamieściliście komentarze do tekstów utworów. To dobra punkowa tradycja – sam wiele dowiedziałem się dzięki temu.
To jest nas dwóch (śmiech). Ja sporo nauczyłem się z płyt Dead Kennedys czy zinów Positive Force DC dołączanych do płyt. Zgadzam się, że jest to bardzo przydatna punkowa tradycja, aby zamieszczać odnośniki do zewnętrznych źródeł, mogących dać ludziom więcej inspiracji i czegoś do przemyślenia, niż dwuipółminutowa piosenka.

Na koniec zapytam o coś nie do końca serio. Widziałem, że „American Fall” dostępne jest także w specjalnym zestawie ze... szklankami. To wy nie jesteście straight edge?
(Śmiech) Nasz perkusista jest straight edge praktycznie całe życie, ale reszta obecnie nie praktykuje tego stylu życia. Ja osobiście lubię dobre piwo i raz na jakiś czas wyskoczę na imprezę. Byłem jednak straight edge przez większość życia, było to bardzo pomocne i wciąż popieram to jako pozytywny wybór. Ludzie podejmują różne wybory na różnych etapach. Dopóki przy tym nikogo nie krzywdzą, niech robią, co chcą. Życie to długa i wyboista droga.
(#5, wiosna 2018)
Obsługiwane przez usługę Blogger.