XWNZX

XWNZX

I Hope You Die

Wieczorny chłód, pod stopami szeleszczące, pożółkłe liście, w oddali bliski pełni księżyc. Nie mógłbym sobie wymarzyć bardziej odpowiedniej aury do przeprowadzenia wywiadu z zespołem, który lubuje się w mrocznych klimatach i święcie Halloween (a przynajmniej wokalista, z którym miałem okazję porozmawiać). Na miejsce spotkania wybraliśmy, zamiast cmentarza, jeden z olsztyńskich lokali. ~ Mn.

Cześć! Powiedz coś o początkach zespołu.
Cześć, jestem Wielebny Jawor i jestem wokalistą I Hope You Die. Sama nazwa zespołu powstała dużo wcześniej niż formacja, którą mogłeś usłyszeć już na pierwszym albumie. I Hope You Die, które miałeś okazję poznać na debiutanckiej płycie, powstało około 4 lata temu w Warszawie. Zespół rozpoczął działalność głównie z inicjatywy mojej i Piotrka Lewandowskiego, który jest naszym gitarzystą. To my w zasadzie tworzymy trzon kapeli. Poznaliśmy się parę lat temu na koncercie zespołu City Lights, w którym Piotrek grał. Szybko zaczęliśmy się dogadywać. Znaleźliśmy muzyków, głównie z rozbitego City Lights, które nie przetrwało niestety próby czasu. I tak powstało I Hope You Die. Zaczęliśmy grać koncerty, robić koszulki i nagraliśmy płytę. Teraz, przy okazji tego wywiadu, można wywnioskować, że coś tam się nam udaje i zwracamy na siebie uwagę. Zwróciliśmy twoją, zaprosiłeś mnie na ten wywiad, za co ci serdecznie dziękuję.

No właśnie, jak z waszej perspektywy wygląda rozwój zespołu? Pamiętam, że jeszcze rok temu trudno było was usłyszeć, jeśli się głębiej nie poszukało. A teraz, jak ostatnio sprawdzałem, to chyba macie ponad 4000 fanów na Facebooku (śmiech), więc ten skok popularności jest zauważalny.
Faktycznie. Zespół się podoba. Myślę, że ktoś, kto szuka takich brzmień, w końcu do nich dotrze. Umówmy się – żeby dotrzeć do takich dźwięków, jakie my proponujemy, to jednak trzeba troszeczkę głębiej, gdzieś pod powierzchnią pogrzebać. Jak już to zdobędziesz, to możesz się tym cieszyć. Takie jest moje zdanie, tak ja zawsze robiłem i za to kocham bardzo tę muzykę i ten cały klimat. Uważam, że gatunek, który my proponujemy, jest niszą niszy. Mało kto docenia w ogóle taki kunszt, mało komu odpowiada taki styl, a jeżeli już odpowiada, to staje się takim (przynajmniej ja tak miałem) maniakiem. Ja bardzo siedziałem w tych zespołach i cenię sobie bardzo to, że przynależę do czegoś tak małego, ale jednocześnie bardzo wartościowego. Nigdy nie żałowałem, że nie poszedłem w stronę np. muzyki bardziej popularnej. Wiadomo, że teraz Polską rządzi rap, który może być i undergroundowy, może być „hardcore’owy”, jak to sami oni nazywają, może być jakiś tam ideologiczny przekaz. Natomiast mnie nigdy coś takiego nie interesowało, zawsze siedziałem w ekstremalnych dźwiękach, ale jednak potrzebowałem tych emocji, wrażliwości. A odpowiadając na twoje pytanie – myślę, że Piotrek pisze naprawdę zajebiste riffy. Niektórzy ludzie mogą dostrzec jakąś szczerość w naszej muzyce. Powiem ci, że dużo dostaję przeróżnych maili od ludzi, którzy potrzebują takich treści. Bardzo się z tego cieszę. Sam też będąc w dołku, lubiłem się jeszcze bardziej zdołować poprzez muzykę.

Mam tak samo :)
No widzisz (śmiech)! Niektórzy wolą sobie posłuchać jakiejś wesołej muzyczki, trochę się rozweselić czy pójść na romantyczną komedię do kina. Ja lubię się jeszcze bardziej dobić, może po to, żeby usłyszeć, że niektórzy ludzie mają podobnie. Dotykamy tekstowo takich sfer, jakimi są brak nadziei, załamania, rozłamy. O takich rzeczach traktujemy i niektórzy ludzie, którzy należą do tej wspomnianej niszy, lubują się w takich dźwiękach i chcą usłyszeć, że to jest właśnie dla nich.

Nawiązując do tekstów, to nie mieliście jakichś nieporozumień? Nikt nie brał was za „pseudoemo” zespoły? Wiadomo, że coś takiego powstało w pewnym momencie. Czy nie pojawił się ktoś, kto negował wasze korzenie w hardcore punku i oddzielał od tego?
To jest ciekawe pytanie. Wiadomo, że parę lat temu powstała taka, powiedzmy, „scena”.

Wiesz, ja np. dostaję uwagi na ulicy od ludzi, którzy myślą, że mam emo grzywkę, a ja mam, kurwa, devilocka, bo się jaram Misfits i horror punkiem! (śmiech)
Ha ha ha, no widzisz! My nie mieliśmy absolutnie z tym problemów. Jako sformowane I Hope You Die nigdy nie pocinaliśmy w takim outlooku, jaki proponowali ludzie związani z tzw. „emocore’em” z Myspace’a, bo uważam, że tam miało to swoje źródło. Myślę, że od początku byliśmy postrzegani jako zespół hardcore punkowy, który przedstawia tę bardziej emocjonalną stronę zarówno w tekstach, jak i w muzyce. Natomiast jeśli chodzi o takie postrzeganie, to nie wiem, musiałbym porozmawiać z tymi, którzy ewentualnie mają coś do nas, a jeszcze z takimi nie rozmawiałem. Raczej mogłem się zawsze cieszyć z tego, że ludzie, którzy nas słuchają, którzy do nas piszą lub z którymi mieliśmy okazję porozmawiać po koncertach, spotkać się na jakichś imprezach, to byli ludzie, którzy na 100% mieli świadomość tego, że dostali „produkt” taki, jakiego szukali i potrzebowali – w stu procentach prawdziwy emocjonalny hardcore punk, niezwiązany z żadnym gówniarstwem, pozerstwem czy podobnymi przykrymi sytuacjami.

W waszej twórczości znaleźć można dużo odwołań do mrocznych stanów emocjonalnych, do stanów bliskich samobójstwu. Ktoś mógłby zarzucić, że zamiast odbić się od tego, jeszcze bardziej się w nie zagłębiacie. W kontraście do tego macie też kawałek z tekstem, żeby „być przez dzień jak pierdolony lew”. Więc jak to jest, mimo wszystko poszukujecie tej wewnętrznej siły?
Tak, jasne. Akurat dałeś tutaj przykład piosenki, która traktuje o konkretnych wydarzeniach. Natomiast jeśli chodzi o rozumienie tekstów, to oczywiście muszę z góry zaznaczyć, że muzyka, którą proponujemy, niesie zawsze ze sobą różne znaczenia. Ten przekaz ma podwójne dno albo nawet i potrójne. Uważam, że to jest piękne w nasze muzyce, że ludzie mogą sobie interpretować teksty na różne sposoby według swoich aktualnych potrzeb. Zawsze staram się pisać w taki sposób, żeby to było metaforyczne. Często mi to tak wychodzi, że należy treść rozumieć odwrotnie. Wiesz, przekaz dosłowny w sztuce jest dla mnie troszeczkę za bardzo prymitywny. To jest bardziej domena zespołów hip-hopowych. Rozumiesz, takie zespoły, które traktują o życiu na ulicy i mówieniu, że „policję to należy pierdolić, a ziomków wspierać”. My nie opowiadamy o swojej rzeczywistości w sposób tak dosłowny, u nas wszystko jest metaforyczne, wszystko można rozumieć na różne sposoby. A jeżeli chodzi o kwestię samobójstwa, kwestie takich bardziej mrocznych sfer, to nie wzięło się to znikąd, nie jest to wyssane z palca. To jest część rzeczywistości, która mnie otacza, otaczała praktycznie od dzieciństwa. Wychowałem się na ulicy, którą do dzisiaj nazywam „aleją samobójców”. Z tego, co pamiętam, to pięciu chłopaków z mojego rocznika targnęło się na swoje życie ze skutkiem śmiertelnym. Jakoś mnie to wszystko strasznie dotykało, strasznie dziwiło, zastanawiało, dlaczego tak jest. Zawsze starałem się szukać odpowiedzi, zagłębiać się jakoś w te tematy. Odcisnęło to na pewno znaczne piętno na moim życiu. Stąd takie treści. Mnie interesuje muzyka ekstremalna, ekstremalne brzmienie i ekstremalny przekaz. Kompletnie mnie nie interesują rzeczy typu piosenka o tym, że koleżka poszedł z jakąś dziołchą do kina, a ona złamała mu serce, bo jednak poznała innego chłopaka, jak to w dzisiejszych piosenkach punk rockowych bywa. Bardziej mnie interesuje ta ciemna strona i uważam, że trzeba mówić o takich rzeczach, dlatego że ludzie się bardzo tego boją. Pokazują palcem i mówią „zobacz, ta piosenka traktuje o samobójstwie i pewnie nakłania dzieciaki do tego, żeby robiły podobne rzeczy”. A to nie jest tak. Ja po prostu mówię o tym głośno. Może jest to określone jakąś swego rodzaju... nie nazwałbym tego poezją, no ale, tak jak wcześniej powiedziałem, jakąś metaforyką. Ale jest to zrozumiałe dla odbiorców takich jak ty, dla ludzi, którzy obracają się w naszych kręgach. Oni bardzo dobrze wiedzą, o czym są te kawałki. Uważam, że one dają im nadzieję i siłę, a nie odbierają.

W jednym wywiadzie, z tego, co pamiętam, mówiłeś, że te piosenki uratowały ci w pewnym momencie życie.
Tak, zdecydowanie. Kiedy powstawał ten album, to były akurat bardzo ciekawe okoliczności. „Dom samobójczych snów” tworzyliśmy w bardzo zakręconym okresie mojego życia, byłem wtedy na wielu zakrętach życiowych. Były rozstania, śmierci w rodzinie, była taka bezcelowość, było bardzo dużo alkoholu, były narkotyki i po prostu ciężko było się czasami dźwignąć. Na co dzień robię coś, czego nie lubię, i tak się już dusiłem, szukałem takiego jakiegoś ujścia, gdzie mogę się wykrzyczeć, gdzie mogę się w jakiś sposób oczyścić. Bardzo mi tego w życiu brakowało, szczerze mówiąc, miałem też przez 3 lata głęboką depresję, no i były różne takie dziwne myśli.
OK, to może rozładujmy trochę nastrój. Moim zdaniem różnicie się też brzmieniowo na tle polskiej emo sceny, która jednak częściej szła w stronę emoviolence albo modern hardcore’u, ostatnio trochę w stronę klimatów indie, na jednej ręce można policzyć jakieś związki emo z pop punkiem. Wy prezentujecie coś jak Odszukać Listopad, uderzacie bardziej w taki mocniejszy posthardcore i metalcore.
My nie osiadamy wyłącznie na jednej płaszczyźnie. Wychowałem się na szeroko pojętej muzyce gitarowej. Dla mnie siedzenie w jednym klimacie było zawsze za ciasne. Wiadomo, że jeśli interesowałeś się muzyką emo i oldschoolowym hardcore’em, to miałeś przewalone na scenie. I u jednych, i u drugich tak naprawdę. Ale ja zawsze miałem na to wyjebane strasznie, bo wiesz, nikt mi nie będzie, kurwa, mówił, czego ja mogę słuchać, a czego nie. Zawsze wiedziałem, że stoję po dobrej stronie, lubiłem różne style i myślę, że to umieszczamy na naszych albumach. Staramy się nagrywać płytę w taki sposób, żeby każdy kawałek czerpał z jakiegoś podgatunku. A Odszukać Listopad kocham całym sercem! Nie wiem, jak bardzo było to słyszalne na pierwszej płycie, natomiast mogę cię zapewnić, na nowej będzie już bardzo duża odczuwalność podgatunkowa. Znajdziesz tam takie utwory w stylu, można powiedzieć, Odszukać Listopad, ale znajdziesz też naprawdę zajebiste inspiracje takimi zespołami jak chociażby Hatebreed, co może się teraz wydawać zupełnie od czapy. My zawsze mamy ten swój wspólny mianownik, jakim są nasze melodie, więc na pewno to wszystko będzie się łączyło w spójną całość. Ale też stawiamy na nowym albumie na bardziej czytelne treści. Można będzie usłyszeć mój głos i zrozumieć słowa (śmiech).

Nie no, czasami dało się zrozumieć bez tekstu przed oczami, więc jest dobrze (śmiech).
Tak, wiadomo, w każdej hardcore’owej płycie musi być książeczka, żeby można było się wczuć (śmiech). Ale teraz naprawdę będzie można po prostu posłuchać piosenek. Nie jestem śpiewakiem, ale będzie tam dużo recytowanych słów, no i myślę, że będzie ciekawie.

Jakiś rok temu zamieściliście na Facebooku zdjęcie notesu z podpisem „Zima”. Tak będzie zatytułowana nowa płyta?
Nie, wiesz co, to był roboczy tytuł i stary bardzo.

Czyli coś się zmieniło?
Tak, rzeczywiście. Widzę, że przygotowałeś się do tego wywiadu (śmiech). „Zima”… Faktycznie, był pomysł, żeby tak nazwać album, ale płyta będzie się jednak nazywać „Krótka lekcja umierania”. A z tą „Zimą” to było tak, że ten tytuł miał zostać, ale później wszedłem na Facebooka i zobaczyłem, że Lie After Lie mają taką zimową okładkę (śmiech) i też tam jakieś rzeczy w tytułach, także musiałem odbić od tego tematu.

Określacie się gatunkowo m.in. jako coldwave i, wiesz, już tak myślałem, że w związku z takim tytułem może będzie coś w tym klimacie.
Będzie! Coldwave, Joy Division – to są moje klimaty jak najbardziej, jesteśmy mocno tym inspirowani, przynajmniej ja. Piotrek stawiał veto, jeśli chodzi o coldwave, stąd tak mało tego jak dotąd w naszej muzyce, ale mogę cię zapewnić, że jeden kawałek na płycie będzie zimnofalowy. I to będzie właśnie numer, który praktycznie nie będzie zawierał przesterowanej gitary, a dużo chłodnego głosu i bardziej stonowanych brzmień.

Czas się przyznać – czy macie jakieś zajawki black metalowe? Bo gdzie nie spojrzę, widać jakieś lekkie odniesienia. Wasze logo co prawda jeszcze da się przeczytać, ale trochę wygląda jak rzucona kupka chrustu, są odwrócone krzyże, na pierwszej płycie jest odniesienie do lasu, co, jednak musisz przyznać, też jest w klimacie! (śmiech)
Wow! (śmiech) Muszę przyznać, że mam tutaj do czynienia ze spostrzegawczym odbiorcą! Powiem tak – siedzimy sobie teraz tutaj, gaworzymy i nagrywamy wywiad do hardcore punkowego zina, więc odniesienia do black metalu mogą być nie na miejscu, dlatego że ten gatunek często jest kojarzony z nazizmem. Sam byłem zresztą świadkiem, jak na koncercie Azarath, chyba tutaj, w Olsztynie, zebrała się, kurwa, grupka debili, którzy zaczęli hajlować i wszystkich straszyć, że pozabijają każdego, kto wygląda inaczej niż oni. Chuj im w dupę, tak przy okazji. Ale tak, mamy inspiracje black metalem jak najbardziej, słucham i bardzo lubię tę muzykę i jej klimat. I to jest wszystko, jeśli chodzi o moje zainteresowania tym nurtem. Nie interesują mnie w ogóle żadne nacjonalistyczne powiązania, nie każdy black metalowiec jest nazistą, to mogę zagwarantować. A muzyka jest piękna. Nie wiem, czy kojarzysz zespół Funeral For A Friend?

Jasne, że tak!
Uwielbiam ten zespół, jadę do Berlina na ich pożegnalny koncert. Jest to zespół, przez który w ogóle zainteresowałem się emocjonalną muzyką, jeżeli chodzi o zagranicę, bo Polska to wiadomo – Złodzieje Rowerów itp. Ale jeśli chodzi o zagranicę to Funeral For A Friend było pierwsze i oni kiedyś w wywiadzie powiedzieli, że wybierając nazwę zespołu, inspirowali się black metalowymi kapelami, także coś może mi z tego zostało (śmiech).
[w tym momencie obsługa lokalu postawiła na naszym stoliku świeczkę]
No! Mrocznie! Black metal! (śmiech) Mrok i świece!

Dokładnie! Tak jak mówisz, nie jest tak, że black jest zagarnięty przez jakąś jedną ideę, są też kapele antyfaszystowskie, propsujące weganizm itd.
Tak, może kiedyś tak było, ale czasy się zmieniają. Ja zawsze twierdzę, że muzyka jest dla wszystkich, nie można sobie czegoś zagarnąć i powiedzieć „ty nie masz tutaj wstępu”. To jest faszystowskie podejście w ogóle do życia. Nie akceptuję czegoś takiego. Muzyka jest dla każdego i podpisuję się pod tym w stu procentach!

Dobra, to jeszcze pytanie, nawiązując do tytułu waszego kawałka, co dzieje się o 3 po północy?
Oczywiście przychodzi diabeł i przychodzi ten czas opętania! A jak nastaje czas opętania, to trzeba chwytać za wiosła, mikrofony i po prostu bezlitośnie napierdalać! (śmiech)

I stąd stałeś się Wielebnym? Żeby odpędzać demony?
Nie! Wielebnym się stałem przez to, że często pierdolę. (śmiech)

A skąd się wzięła fascynacja świętem Halloween? Co ono dla ciebie oznacza?
Moja fascynacja tym świętem przyszła bardzo wcześnie, ponieważ już po ukończeniu 10 roku życia zacząłem się interesować mocno ciężkimi dźwiękami i mrocznymi filmami jak horrory z lat 80. Także naturalnym było dla takiego nawiedzonego dzieciaka, że przyciągną go świecące dynie i klimaty grobowe. Uważam, że do naszego kraju to święto wprowadziła polska telewizja, ponieważ w ten dzień zawsze pokazywała specjalne halloweenowe odcinki popularnych programów czy filmów animowanych. Dla mojej rodziny niezmiernie ważne jest kultywowanie tradycji Święta Zmarłych i chodzenia 1 listopada na groby. Dla mnie ten dzień również jest bardzo ważny i uwielbiam, tudzież czuję, obowiązek pójścia na cmentarz, ale od zawsze lubiłem się noc wcześniej zabawić. Wiadomo, że Halloween kojarzy się dzisiejszemu Europejczykowi z Ameryką i nie widzę w tym nic złego, ale warto zainteresować się również genezą tego święta i poczytać o tradycjach plemion przedchrystusowych, które wierzyły, że tej nocy, 31 października, nasz świat ściera się ze światem zmarłych i warto założyć wtedy czarne szaty oraz maski w celu odstraszania złych duchów. Dziś ludziom wydaje się, że pomysł przebrania się za kotkę lub Supermana to odpowiednia kreacja na święto duchów, ale przecież ignorancję i potrzebę pokazania swojego ja mamy we krwi. A skoro te obrządki wywodzą się z pogaństwa, to oczywistym jest, że nie będą one do końca tolerowane przez społeczeństwo prokatolickie, w jakim żyjemy. W każdym razie dla mnie oznacza to całkiem magiczny czas, bo przecież żegnamy wtedy lato i witamy zimę, ciemno robi się już przed 17-tą, w powietrzu unoszą się niezwykłe zapachy przesilenia, nastaje gęsta mgła, w głowie huczy mi już horror punk i robi się niezwykły klimat. To dobry czas dla każdego odmieńca (śmiech).

Widzę, że mamy podobne podejście do tej kwestii :) Z racji tego, że to jest wywiad do zina vegan straight edge, to może powiesz, co o tym w ogóle sądzisz?
Stary, oczywiście, że mam do powiedzenia na ten temat parę słów i na pewno to nie będą negatywne słowa. Vegan straight edge na pewno kojarzy mi się z dobrym jedzeniem, z fajnym klimatem na gigach. Jak wspomniałem tutaj wcześniej, ja nigdy nie chciałem być człowiekiem ograniczonym. Swego czasu byłem wielkim fanem zespołu Battery, uwielbiałem do nich jeździć na snowboardzie. Życzę wam dużo dobrego i mam nadzieję, że będziemy się trzymać razem, wspierać i odpierać skurwysyństwo.

Bez podziałów.
Dokładnie. Podziały są dla leszczy.

Na zakończenie może zabawisz się we wróżkę. Jutro są wybory, kto według ciebie wygra? Masz jakieś przemyślenia na ten temat?
Wiesz co, słaby jestem konkretnie w polityce. Powiem ci, że pójdę na te wybory, bo po prostu nie chcę, żeby wygrał PiS. Wkurwiają mnie ci ludzie, szczególnie ten ich podniosły ton, kiedy przemawiają. Kojarzą mi się z jakimś ograniczeniem umysłowym i dyktatorstwem, co zawsze ze sobą współgra. Pójdę tam tylko po to, by nie wygrała prawica, bo jest mi to bardzo odległe. Nie chciałbym, żeby moje dzieci wychowywały się w kraju prawicowym. A kto wygra? Tak jak moja muzyka, raczej czarne scenariusze piszemy. Ale trzeba mieć zawsze nadzieję.

Chcesz kogoś pozdrowić?
Pozdrawiam serdecznie mojego przyjaciela Piotrka Lewandowskiego, pozdrawiam Piotra Dareckiego, Bartka Dudę i Huberta Traczyka, czyli cały mój zespół, moją kochaną dziewczynę Marię! Trzymajcie się! Mam nadzieję, że nie przyniosłem wam wstydu tym wywiadem. Kocham was! Dzięki!

Dzięki wielkie!

(#2, jesień/zima, 2015/16)
Obsługiwane przez usługę Blogger.