XWNZX

XWNZX

Neimar

To, że punki lubią posłuchać dobrego rapu, nikogo nie dziwi, wszak jest on dobrym nośnikiem ważkich treści, bezpośredni, bliski odbiorcy. Niektóre punki także grają rap lub wplatają jego elementy do swojej twórczości od dawna (chociażby Grasshopper lub Niggers - pamięta ktoś?). Dziś punki coraz śmielej bawią się elektroniką i tworzą stricte hip-hopowe składy z wyraźnym punkowym sznytem. Wśród nich dość osobliwym projektem jest Neimar, łączący w sobie surowe, posępne bity z niespokojną, zawodzącą gitarą. W swoich kawałkach mówią o ważnych rzeczach i, co w sumie najważniejsze, nie tylko mówią. ~Dq.

Przybliżcie proszę w kilku słowach, czym jest Neimar, kto tworzy ten projekt i z jakiej potrzeby to wynika.
Piotrek: Neimar to duet, który określamy mianem rapu z gitarą. Jego funkcjonowanie opiera się na prostym (choć nie jest to sprawa obligatoryjna) podziale ról: ja tworzę bity i aranżuję gitary, a Tomek pisze testy, po czym zapodaje je jako rapowe bądź spokenwordowe nawijki.
Istnienie duetu wynika z potrzeby dokonania czegoś razem. Na początku forma wyrazu miała oscylować w klimatach sludge/doom/punk, ale z powodu problemu z doborem reszty składu zaczęliśmy kombinować z innymi środkami. Tak powstał Nei, który następnie stał się Nei 269, by ostatecznie przeobrazić się w Neimar.

Ale rap wybraliście chyba nie tylko dlatego, że nie udało wam się zebrać pełnego punkowego składu?
Tomek: Rap od samego początku wydawał mi się ciekawą formą wyrazu, a w szczególności całe to wymyślanie tekstów, tworzący się strumień słów, w którym każde słowo ma swoje określone miejsce w szeregu. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, jak trudno jest napisać tekst, który nie będzie zbyt banalny lub — w odwrotną stronę — hipstersko przeintelektualizowany. Ja wciąż szukam tego balansu. I choć często pisanie sprawia mi dużą trudność, lubię to robić. Hardcore/punk dał mi silne umocowanie, a rap daje mi przestrzeń do wyrażenia siebie.
Piotrek: Ponieważ nie byliśmy głusi na rap, postanowiliśmy się w nim spróbować sami. Do tej pory towarzyszy temu ekscytacja charakterystyczna dla odkrywania zupełnie nowych rejonów. Przez długie lata grałem ciężkie riffy, a dzięki Neimarowi udało mi się z tego schematu wyzwolić (co nie znaczy, że już nie lubię ciężkich riffów). Zacząłem kombinować w inny deseń, nauczyłem się pisać podkłady — wspaniała sprawa!
Inna kwestia jest taka, że my poniekąd (poniekąd!) traktujemy granie jako formę aktywizmu, w związku z czym, po prostu, zależy nam na rozszerzeniu grona odbiorców prozwierzęcego, antyprzemocowego, krótko mówiąc, skrajnie lewackiego przekazu ;)

W takim składzie jesteście chyba bardziej elastyczni i pewnie dużo łatwiej zagrać koncert. Gdzie i przy jakich okazjach gracie najczęściej?
 Piotrek: Zapewne we dwóch jest nam trochę łatwiej się skrzyknąć. Dzięki używaniu syntetycznych podkładów nie musimy też zbyt często wynajmować sali prób, żeby wspólnie ćwiczyć. Działamy sobie korespondencyjnie — ja w Łodzi, a Tomek w Warszawie.
Gigi, które do tej pory dane nam było zasilać, były w większości imprezami typowo punkowymi. Zaledwie kilka razy wystąpiliśmy na gigach stricte rapowych. Poza tym jeszcze w paru miejscach graliśmy zupełnie sami. Powyższe imprezy odbywały się głównie na skłotach bądź w małych klubokawiarniach i w znacznej części były poświęcone działaniom prozwierzęcym, antyfaszystowskim, antyprzemocowym i antydyskryminacyjnym.

Potencjał rapu to na pewno bezpośrednia forma wypowiedzi. O czym istotnym czujecie potrzebę mówić, na co chcecie zwrócić uwagę w swoich nawijkach?
Tomek: Jeżeli chodzi o przekaz, to pewnie można go w jakichś kategoriach nazwać “punkowym”, choć jednocześnie ciężko powiedzieć, że są to teksty łatwe w formie. Jako że sam jestem krytyczny wobec siebie, ta krytyczność odnosi się też do świata, który mnie otacza, a treści, które wyrzucam z siebie, są najczęściej wypadkową tego, co myślę i co czuję w stosunku do tego, co widzę i na czym w danym momencie mam skupione emocje. Czasem sam z siebie śmieję się, że nie potrafię napisać czegoś wprost i dosadnie, bo: a) za bardzo nie potrafię, b) jak już napiszę, to wydaje mi się to zbyt banalne. O czym jednak konkretnie są nawijki? Początkowo teksty traktowałem jako coś na kształt terapii. Starałem się wyrzucić z siebie to, czego nie potrafiłem wyartykułować w codziennym życiu (bo nie zawsze było komu to powiedzieć albo po prostu nie potrafiłem). Z czasem treści zaczęły być mi użyteczne do porządkowania sobie w głowie różnych spraw. Dzisiaj piszę, bo wciąż daje mi to spełnienie. Komentując bieżące sprawy społeczne, zaznaczając przy tym ważność praw człowieka oraz zwierząt, a także wyśmiewając ślepą pogoń za kasą i dobrami materialnymi, jednocześnie wplatając w to wszystko własne spostrzeżenia i przemyślenia na temat wartości oraz relacji międzyludzkich, spełniam się.

A czy jest też trochę tak, że dziś punk już nie trafia do młodego pokolenia jak w minionych dekadach, a rap jest atrakcyjniejszy i ma podobną siłę oddziaływania co niegdyś właśnie punk?
Tomek: Rap to narzędzie dobre jak każde inne, jeżeli chodzi o przekaz. Bez wątpienia jednak rap (a szerzej kultura hip-hop) ma dużą siłę oddziaływania. Dla wielu młodych osób to właśnie ona jest dzisiaj nośnikiem treści buntowniczych i antysystemowych. To, co jednak jest dla mnie nie do zaakceptowania, to to, że bazuje ona na silnych antagonizmach, podziale na “my” i “oni”. Bazuje również na szowinistycznym przekazie sprowadzającym kobiety do roli “fajnych dup” i “suk”, a osoby o nieheteroseksualnej orientacji do roli “ciot” i słabego ogniwa, które należy upodlić czy wręcz wytępić. Na to we mnie nie ma zgody, dlatego też nie utożsamiam się z kulturą hiphopową, a jedynie stoję z boku i obserwuję jej różne aktywności, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy tych wykonawcach czy zjawiskach, które są odstępstwem od ww. normy, sztampy. Całe szczęście jest tego trochę także i w polskim rapie.

No właśnie, kultura hiphopowa powszechnie nie kojarzy się najlepiej. Zastanawiam się jednak, czy można mówić, że istnieje w Polsce scena anarcho-rapowa albo rap antyfaszystowski? Na ile jest to odrębne środowisko zanurzone w alternatywnym, politycznym hip-hopie, a na ile przenika się ze sceną punkową?
Piotrek: Jawnie antyfaszystkowski rap to — według mnie — w Polsce zjawisko marginalne, raczej niestanowiące znaczącej alternatywy wobec ogromu szowinistycznego syfu. Mamy nadzieję, że to się wkrótce zmieni i powstanie więcej takich składów. Tymczasem funkcjonują one bardziej na scenie punkowej niż hiphopowej. Owszem, wśród tych znanych raperów jest też kilku takich (Bisz, Duże Pe, D.G.E. czy Łona), których wrażliwość obejmuje kwestie wspólne dla antyfaszystów, ale trudno mi powiedzieć, czy rzeczywiście stanowią oni jakąś sensowną alternatywę.
Abstrahując, dodam jeszcze, że jesteśmy czasem zdziwieni, kiedy słyszymy o sobie, że tworzymy jakiś tam hip-hop (choć to w gruncie rzeczy żadna ujma). My tak naprawdę tylko używamy rapu jako środka wyrazu. Przynależność do jakiejkolwiek ściśle zdefiniowanej (w obszarze stylistyki oraz wizerunku) sceny jest nam obojętna. Jesteśmy zainteresowani wyłącznie jednoczeniem się na rzecz pozytywnych działań, sama zaś forma muzyczna stanowi dla nas sferę dowolności i odrzucenia sztampy.

Kto reprezentuje tych raperów ze sceny punkowej, na kogo warto zwrócić uwagę?
Piotrek: Na pewno jest kilku wykonawców, na których warto zwrócić uwagę. Osobiście rekomenduję wszystko, co robią — razem (jako Fatajs) bądź osobno i w różnych konfiguracjach — 5000 i Miraho, a także Carper (nie wiem, czy ten pseudonim jest jeszcze aktualny) oraz chłopaki działający pod szyldem eduk(A)tor.artz Anarch. Więcej nie znam nikogo.
Tomek: Ja polecam też inicjatywę “All girls rap” i wykonawczynie, które tam się pojawiają. Z nieistniejących już składów polecam Koligację Gie Ka i Polaroid Android. Z rzeczy, które oscylują gdzieś pomiędzy sound systemem a rapem, Radical News.

Nie da się też ukryć, że dużą popularnością cieszy się tzw. „rap patriotyczny”, pod którego przykrywką różne skrajnie prawicowe oszołomy szerzą nienawiść na tle narodowościowym, wyznaniowym czy seksualnym. Zastanawia mnie, czy ci wszyscy artyści reprezentujący antyfaszystowski rap mogą mieć taką, że tak powiem, „pozycję na rynku”, która może być realną alternatywą dla tego syfu?
Piotrek: Jak już wcześniej wspomniałem, rap antyfaszystowski lub — jak zwał, tak zwał, chociaż osobiście wolę właśnie to określenie — antyszowinistyczny to w Polsce zjawisko raczkujące i jak na razie marginalne, trudno więc tu mówić o jakiejkolwiek pozycji na tzw. rynku. Dzisiejsza scena hiphopowa zdominowana jest przez rzewnych pseudopatriotów, nacjonalistów, rasistów, seksistów, homofobów bądź ostentacyjnie pustych hedonistów. Nie wątpię, że dużo jest też na niej konformistów, którzy w obawie przed utratą publiczności udają głupa i albo nawijają na uszy patriotyczny makaron, albo zwyczajnie rapują o niczym. Dla niektórych ten nacjonalistyczny przekaz to zapewne świetny chwyt marketingowy.

Wspomnieliście wcześniej, że granie to poniekąd forma aktywizmu, więc chciałbym się troszkę do tego odnieść. W waszej twórczości jest sporo akcentów zwracających uwagę na problem dyskryminacji. Czasami jest to nawet jeden trafny subtelnie wpleciony wers, jak choćby ten, że „tęczy blask akceptujemy, ale tylko tej na niebie”. Cały czas nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie mają taki problem z tą tęczą? To już jest źródłem jakiejś zbiorowej paranoi.
Tomek: Ja nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy posiadają w sobie taką łatwość dzielenia innych na ludzi lepszych i gorszych. Nie potrafię pojąć, skąd bierze się taki poziom agresji i nienawiści w stosunku do bezbronnych, niczemu niewinnych osób. Czy to przez to, że w swoim życiu ktoś niewystarczająco często ich przytulał i nie pokazywał im, że świat jest złożonym organizmem, w którym często nie ma odpowiedzi jednoznacznych?
Tutaj niestety kłania się silne umocowanie kulturowe. Przypominam sobie taki obrazek, kiedy jako dzieciak poszedłem do kolegi na hamburgery. Byłem wówczas na maksa zajarany tym faktem, ale kiedy już zacząłem jeść, to okazało się, że hamburger jest przypalony i niesmaczny. Ojciec mojego kolegi, który przygotowywał jedzenie, wkurwił się na mnie i kipiał ze złości, a mój przestraszony kolega zasugerował, żebym sobie poszedł. Na drugi dzień dowiedziałem się, że ojciec zrobił awanturę i wylał całą złość na rodzinę.
Uważam, że w tym tkwi problem — że ludzie nie potrafią radzić sobie z emocjami, że powielają tę trudność po swoich rodzicach, że sami aplikują tę ułomność swoim dzieciom, unieszczęśliwiając w ten sposób całe kolejne pokolenia. To rodzi kolejne paranoje — jedną z nich jest lęk przed innością.

M.in. z tych powodów codzienność osób LGBT to nieustanne ataki fizyczne i psychiczne. Dodatkowo ich obronę i ochronę czy po prostu normalne życie utrudnia beznadzieja sytuacja prawna. Wiem, że ty, Tomku, udzielasz się w Stowarzyszeniu Lambda Warszawa, więc chciałbym zapytać cię, jakie działania są obecnie priorytetem waszego działania, w czym tkwią największe trudności i jakie idą za tym sukcesy.
Tomek: Jako Lambda Warszawa działamy przede wszystkim w obszarze pomocowym, tzn. udzielamy bezpłatnego wsparcia psychologicznego, prawnego i rozwojowego (np. poprzez zapewnienie schronienia w ramach hostelu interwencyjnego czy pośredniczenie w zapewnieniu specjalistycznej pomocy dla osób, które się do nas zgłaszają). Działamy też w obszarze edukacji antydyskryminacyjnej i tej związanej z bezpiecznym seksem (prowadzimy warsztaty i szkolenia dla różnych instytucji, organizacji pozarządowych, grup aktywistów i aktywistek z całej Polski, osób pracujących w edukacji formalnej, wychodzimy też do lokali i klubów, gdzie mamy kontakt bezpośredni z klubowiczami). Zważając na fakt, że tematy orientacji seksualnej i tożsamości płciowej są ciągle traktowane jako poboczne i niewystarczająco ważne dla instytucji państwa, przede wszystkim staramy się wpływać na postrzeganie społeczne osób nieheteroseksualnych i transpłciowych. I o ile w ciągu kilku lat uległo ono zmianie, o tyle sytuacja prawna takich osób wciąż stoi w miejscu. Mowa tutaj m.in. o zmianach w kodeksie karnym i rozszerzeniu przesłanek dotyczących przestępstw motywowanych homofobią i transfobią, ale też o głośnej medialnie sprawie dotyczącej legalizacji związków partnerskich czy ustawie o uzgodnieniu płci. Bez umocowania prawnego powyższych nie można mówić o tym, że wszyscy mamy takie same prawa w naszym kraju. Bo co, jeśli dochodzi do ataku na tle homofobicznym/transfobicznym? Na dzień dzisiejszy w sprawie nie odnotowuje się faktycznego powodu, tak jak np. w sprawach dotyczących pochodzenia etnicznego czy narodowego, i przez to ewentualny wyrok traci na mocy. Albo co, jeśli jedna z pary osób ze związku jednopłciowego umiera? Co z dziedziczeniem i prawem do pochówku? Sprawa robi się bardzo skomplikowana, a na każdym kroku urzędnicza machina daje ci do zrozumienia, że jesteś dla tej osoby kimś zupełnie obcym.
A sukcesy? Większa widoczność grup i osób. To cieszy. Choć chyba najbardziej cieszą mnie rzeczy proste, jak np. to, że udało nam się dotrzeć do osób w wieku 50 i 60 plus, które przez większą część swojego życia (także i dzisiaj w różnych środowiskach) nie czuły się do końca sobą, bo nie mogły opowiedzieć o tym, kim tak naprawdę są. Ale to, że te osoby przychodzą do nas, dzielą się swoim entuzjazmem, chęcią do życia i doświadczeniem, pokazuje mi, co tak naprawdę w życiu jest ważne. To daje siłę! Bo codzienność niejednokrotnie wygląda tak jak mówisz — usiana jest kłodami w postaci nękania, zastraszania, przemocy i dyskryminacji osób o orientacji innej niż heteroseksualna. Polecam raport “Sytuacja społeczna osób LGBT. Raport za lata 2010 i 2011”. Ukazuje on skalę problemu przemocy i niechęci wobec osób LGBT w Polsce (w tej chwili wspólnie z kilkoma organizacjami pozarządowymi przymierzamy się do kolejnej edycji raportu).

Wiem też, że aktywnie uczestniczycie w działaniach dotyczących problemu przemocy wobec kobiet. Na czym ta działalność polega?
Tomek: Poruszamy tę tematykę zarówno w tekstach (m.in. w “Wyszeptanym” oraz w kawałkach, które właśnie powstają), jak i w codziennej aktywności. Jestem edukatorem antyprzemocowym i antydyskryminacyjnym. Uważam, że problem męskiej przemocy wobec kobiet i dzieci jest jedną z tych plag, którymi ludzkość powinna zająć się i przeciwdziałać jej wszelkimi możliwymi sposobami. Ważne, kiedy mówimy o przemocy, aby nadawać jej akcent związany z płcią, bo jak się okazuje, sprawcami przemocy w 90% są mężczyźni (dane policji, instytucji pomocowych i organizacji pozarządowych) i to właśnie z chłopakami oraz mężczyznami powinno się pracować, aby nie patrzyli na dziewczyny i kobiety jak na przedmioty, które mają zaspokajać ich potrzeby seksualne i każde inne.
Na co dzień zdarza mi się prowadzić warsztaty dotyczące tego zagadnienia. Robię m.in. takie ćwiczenie, w którym pytam osoby uczestniczące, co robią kobiety, aby nie paść ofiarą przemocy seksualnej w przestrzeni publicznej, oraz co robią mężczyźni, aby nie paść ofiarą tego samego rodzaju przemocy. Ćwiczenie, choć z pozoru proste, pokazuje coś, co daje do myślenia — po stronie kobiet pojawia się cały wachlarz rad i przekazów (czasem aż brakuje miejsca na tablicy), takich jak m.in.: nie chodzić po zmroku samej, nosić ze sobą gaz pieprzowy, nie rozmawiać z nieznajomymi, ćwiczyć samoobronę, nie ubierać się zbyt wyzywająco itp. Natomiast po stronie mężczyzn mamy pustą kolumnę. Zobacz, co to nam pokazuje. To czerwone światło, które zdaje się wołać: faceci, zróbcie coś! Dlatego uważam, że niezwykle ważna jest edukacja chłopaków, uczenie ich, że partnerstwo w relacji kobieta–mężczyzna powinno opierać się na wglądzie w obopólne potrzeby, wzajemny szacunek i tworzenie środowiska pozbawionego przemocy, czy to fizycznej, psychicznej, seksualnej, czy ekonomicznej. Tak jak w przypadku wszystkich ruchów i zmian społecznych, tak i tutaj grupa większościowa (w tym przypadku mężczyźni) musi wziąć odpowiedzialność za swoje działania i starać się zmieniać to, co przez całe wieki budowane było na silnym patriarchacie i dominacji. Bez nas, faceci, to się nie uda!

Z jednej strony seksistowskie zachowania powodujące przedmiotowe traktowanie kobiet są odpowiedzialne za przemoc wobec nich. Z drugiej strony zastanawia mnie, czy innym źródłem przemocy może być tzw. „kryzys męskości”, który rodzi frustracje, a rozładowaniu ich towarzyszy agresja? Może jest tak, że niektórzy faceci gubią się w świecie, gdzie dużo mówi się o równouprawnieniu, a zarazem stawia duże oczekiwania wobec ról płciowych.
Piotrek: Męska przemoc wobec kobiet to zjawisko stare jak świat. Myślę, że nie wynika ono bezpośrednio z przemian kulturowych (choć niewykluczone, że po części wynika). Na dowód tego wystarczy spojrzeć na cywilizacje, w których patriarchat pozostaje nietknięty. Więc ogólnie rzecz biorąc, problem nie tkwi w dążeniu kobiet do równouprawnienia.
Natomiast kryzys, o którym mówisz, spowodowany jest m.in. — nadal tylko częściową — utratą dominującej pozycji, a także poczucia nieskrępowania oraz bezkarności w związku z tłamszeniem kobiet. Krótko mówiąc, mężczyźni (ci słabi) frustrują się, bo oto nagle okazuje się, że za tak bardzo zwykłe jak dotąd praktyki bicia, molestowania bądź upokarzania mogą dostać po głowie — i to w dodatku często od kobiet. Słabi i niedowartościowani faceci mają również kłopot w konfrontacji z faktem, że kobiety potrafią być w czymś lepsze od nich.

Przez to wszystko obraz mężczyzny może być wypaczony, a jeśli tak jest, to jak go odczarować?
Piotrek: Moim zdaniem obraz mężczyzny należy odczarować poprzez… pozbycie się ciśnienia na tworzenie jakiegokolwiek obrazu. Mężczyźni to są osoby o indywidualnych cechach i różnej wrażliwości. Tworzenie presji, żeby każdy z nich spełniał określone warunki i dostosowywał się do narzuconego wzorca postaw, nie ma sensu, ponieważ u wielu stanowi ona czynnik zapalny w kierunku rozwoju frustracji, agresji i nerwicy. Niech każdy sobie będzie takim, jakim chce być, byleby nie krzywdził innych. Prawdziwa siła tkwi w umiejętności życia w zgodzie ze swoją naturą oraz w samoakceptacji.

To pokrzepiająca odpowiedź. W walce z dyskryminacją współpracowaliście chyba też z Fundacją Klamra. Bardzo dużo tej aktywności u was. Skąd macie na to czas, energię i przede wszystkim dlaczego pomaganie jest takie fajne?
Tomek: Z Piotrkiem mieliśmy okazję wybrać się na taki tygodniowy wyjazd do Sulęcina i Kielc, gdzie wspólnie z Darkiem Paczkowskim prowadziliśmy warsztaty antydyskryminacyjne i streetartowe. To była świetna przygoda. I to uczucie, kiedy możesz coś zrobić razem z innymi osobami!
Uwielbiam kontakt bezpośredni z ludźmi, dialog, ferment, który temu towarzyszy, i efekt końcowy, który często jest zaskakujący dla nas wszystkich — zarówno pod kątem refleksji, jak i tego, co udało się razem wypracować, np. poprzez stworzenie wspólnego muralu.
Zachęcam do zajrzenia na stronę Klamry, do działu “Mowa Miłości”: www.klamra.org.

No dobrze, wróćmy jeszcze na chwilę do samego zespołu. Chyba nie podkreślacie tego jakoś specjalnie, ale warto wspomnieć, że obecnie Neimar to zespół vegan/straight edge. Z tego, co wiem, Tomku, to my w podobnym okresie swojego życia wybraliśmy taki sposób na siebie, dlatego tym bardziej ciekawi mnie, co stoi za twoim wyborem.
Tomek: He, he... Tak, Neimar od samego początku był wegański, a od jakichś 6 miesięcy — za moją sprawą — częściowo straight edge.
Co stoi za moim wyborem? Myślę, że dojrzałem wreszcie do tej decyzji. Jest w tym wszystkim wątek związany z rodzinnymi korzeniami, ale też względy zdrowotne, jak również odcięcie się od pewnego schematu zachowań (kiedy potrzebowałem podnieść się na duchu, sięgałem po alkohol, kiedy potrzebowałem się ośmielić, sięgałem po alkohol, kiedy spotykałem się ze znajomymi, przyjaciółmi, sięgałem po alkohol itd.). W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to mocno zaburza moją świadomość (nawet niewielkie jego ilości) i zaczęło mi to doskwierać, ale trudno było mi podjąć decyzję z całkowitym odstąpieniem od używek, aż w pewnym momencie zrozumiałem, że to jest łatwiejsze, niż myślałem, i że wystarczy po prostu nie chcieć tego robić. Proste i banalne zarazem, ale trudne do wcielenia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że wrócę do alkoholu czy innych używek, czuję, że to byłoby po prostu bez sensu. Tak, jak jest teraz, jest dobrze. Mam więcej czasu, jestem w pełni świadomy tego, co robię, i jestem bardziej w kontakcie ze sobą. Jak dowiedziałem się, że ty też jesteś sXe, to bardzo się ucieszyłem!

Ja też szczerze się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się o tobie! OK, to na koniec poproszę jeszcze kilka słów o waszej nowej epce. Jaki ma tytuł, co to za płyta, co się na niej znajduje i jak ją można nabyć, posłuchać?
Piotrek: Jesteśmy świeżo po nagraniu trzech kawałków — dwóch nieco starszych („Automatyczny”, „Aktywne Litery Formatu”) i jednego stosunkowo nowego („Arsonwalizacja”). Zostały one już opublikowane w necie (www.neimar.pl) w formie EP-ki pt. „Aktywne Litery Formatu”. Za chwilę (dosłownie na dniach) również pojawią się płyty CD, które będzie można nabyć, pisząc do nas na adres neispokenworld@gmail.com bądź śląc wiadomości na fejsa (www.facebook.com/neimarmusic).
Ponieważ mamy na stanie trochę numerów, w najbliższym czasie pojawi się jeszcze kilka takich niedużych wydawnictw. Kolejny trzykawałkowy krążek jest już właściwie w drodze. Ukaże się on prawdopodobnie w maju. LP zamierzamy wypuścić w drugiej połowie roku.
Można powiedzieć, że takimi małymi krokami staramy się nadrobić zaległości.
Tomek: To ja jeszcze dodam, że za graficzną stronę zarówno naszego logotypu, jak i okładki płyty stoi świetna rysowniczka/graficzka Weronika Kolinska. Bardzo polecamy jej prace!

Ja też z przyjemnością polecam, dla nas Weronika zrobiła okładkę do pierwszego numeru. Dzięki chłopaki za ten wywiad!
Tomek: Dzięki za zainteresowanie i mam nadzieję do zobaczenia niedługo!
Piotrek: Dzięki również!

(#3, wiosna 2016)
Obsługiwane przez usługę Blogger.